Trafiliście kiedyś na książkę, którą można było opisać, że była "o wszystkim i o niczym??
Mam mętlik w głowie po lekturze "Miasta gwiezdnego pyłu" Georgii Summers, liczyłam na coś spektakularnego, coś nowego, coś innego, coś ciekawego, a dostałam coś, co mi się podobało, a zarazem tyle rzeczy mi się nie podobało, że nie wiem nawet jak ją ocenić. Zacznę od tego, że główna bohaterka przez całą książkę mnie irytowała, zdarza się, rozumiem, nie każdemu podobają się ci sami bohaterowie. Jednak panna Everly była taka nijaka, taka płytka i naiwna, że jej końcowe próby stawiania oporu nie podobały mi się, bo wydawały mi się wyciskane z niej na siłę. Do tego dodajmy Aleksandra, który nie miał kręgosłupa przez większość książki. Antagonistka tej powieści mogła robić z nim, co chce, zmuszała go do najróżniejszych rzeczy, a on robił wszystko, bez mrugnięcia okiem. I znów to samo, pod koniec autorka chciała, by w końcu pokazali trochę charyzmy, próbowała tłumaczyć działanie swoich bohaterów, jednak to do mnie nie przemawia. Próbuje sobie tłumaczyć takie wykreowanie postaci, że autorka chciała pokazać przemianę w obliczu zagrożenia, jednak nie lubię takich postaci, a ta niechęć bardzo utrudniała mi wyciągnięcie frajdy z czytania tej książki.
Violet Everly przez całe swoje życie była ukrywana w rozpadającym się domu rodu Everlych, była ukrywana z powodu klątwy rzuconej na jej ród. Jej matka, w pewną burzową noc, podejmuje bardzo trudną decyzję. Pozostawia córkę swoim braciom i wyrusza w długą i niebezpieczną podróż, której celem ma być złamanie klątwy. Przez lata jeden członek ich rodu był zabierany przez tajemniczą Penelope, teraz nadszedł czas na matkę Violet. Z chwilą, w której Violet dowiaduje się o klątwie i o tajemniczych kluczach, które mogą przenosić w różne miejsca, podejmuje decyzję, że nie chce się już ukrywać i wyrusza w podróż jak jej matka. Jej celem też jest próba ochrony najbliższych.
Tym razem spytam się was, czy zdarzyło się wam, że bohaterowie książki, bardzo wam się nie podobali, jednak coś innego w książce było na tyle fajne, że powieść ostatecznie wam się podobała?
Nie raz zdarzyło mi się trafić na taką książkę, której fabuła była na tyle wciągająca, że zapominałam o kiepskich bohaterach, zapominałam o niedociągnięciach, jedynie przy pisaniu recenzji, przypominałam sobie wszystkie aspekty powieści, które mi się nie podobały. Wtedy właśnie rodził się we mnie konflikt, jak ocenić coś, co mi się tak podobało, a zarazem nie. Pewnie zastanawiacie się, co w końcu mi się podobało w tej historii. Sam pomysł na fabułę był świetny. Nie wszystko było dokładnie opisane, dlatego niekiedy się gubiłam, jednak pomysł na podróże między światami i wymiarami był genialny. Tajemniczy rewerit również mnie zaintrygował, jednak co z tego, jak autorka nie zagłębiła się jakoś w tych aspektach swojej powieści, co miała. Wolała skupić się nad rodzącym sie uczuciem między swoimi nijakimi bohaterami. Na plus trzeba tez zaliczyć antagonistkę, Penelope była dopracowana w każdym szczególe, jej brutalność, jej tęsknota, jej chęć mordu, to wszystko złożyło sie na coś, co warto zapamiętać z tej książki. Jak skończyłam tę powieść, zastanawiałam się, czy mam ochotę na jakąś dalszą historię. Myślę, że autorka mogłaby pociągnąć jeszcze tę historię, mogłaby nam pokazać te inne światy, mogłaby pokazać nam pracę uczonych, mogłaby nam wiele więcej pokazać. Jednak z drugiej strony, myślę, że to jak się skończyła historia, jest wystarczające.
Wystarczające na książkę, którą się przeczyta, przy której się można dobrze bawić i o której można zapomnieć. Nie wstrząsnęła mną, nie zapadła jakoś w pamięci, jednak polecam wam ją, może wy wyniesiecie więcej pozytywów z niej niż ja.
Opinia bierze udział w konkursie