?Mile High? było moim marzeniem. I tak bardzo czekałam na tę książkę, ale równie bardzo się nią stresowałam. Bałam się, że się zawiodę. Ale, nic takiego się nie stało! Jestem absolutnie zakochana w piórze autorki. To takie połączenie Swan, Cherry i Zapaty. Liz Tomforde napisała książkę, która jest niezwykle lekka w czytaniu, pełna zabawnych momentów, z niesamowicie wciągającą fabułą i jest przy tym wzruszająca i pouczająca. Ta cegła wywołała we mnie wiele różnych emocji i rozumiem jej fenomen. Steveie Shay (Vee) rozpoczyna właśnie pracę jako stewardessa Chicagowskiej drużyny hokejowej. I już pierwszego dnia musi zmierzyć się z aroganckim hokeistą Evanem Zandersem (Zee), który doprowadza ją do szału, nie tylko tego dnia, ale i przy następnych podróżach. Bawi się z nią i nie daje jej zapomnieć, kto tu dla kogo pracuje. Steveie, to bardzo ciekawa bohaterka. Bo z jednej strony jest odważna, stanowcza i wyluzowana, wie, czego chce i wie, co jest dla niej ważne. Z drugiej strony to kobieta pełna kompleksów, która nie uważa się za atrakcyjną z powodu dodatkowych kilogramów. Zanders jest za to bohaterem, który doskonale wie jak wykorzystać swoją atrakcyjność, od lat gra w grę ze swoimi fanami, pokazując im życie, jakiego nigdy mieć nie będą. Ale za maską pozera, skrywa się zagubiony mężczyzna, marzącym o tym by być kochanym i chcianym. Adopcja Rosi przedstawia nam tego faceta jako kogoś o wielkim sercu. Chemia między tą dwójką to coś szczerego i gorącego. Uwielbiam tą ich uszczypliwość, przekomarzania, ale to jak ta dwójka się wspiera jak dodaje sobie siły, to jest coś niesamowitego. Zmieniają się w swoim towarzystwie, nabierają pewności siebie i budują swoją siłę, i to, kim chcą być, jak chcą wykorzystać swój czas. Autorka ma niewyobrażalną moc przekazywania historii, potrafi dobrać tak słowa, sprawić, że nie odczuwa się tego, że czyta się coś, co ma ponad 600 stron. Książka posiada wiele opisów, ale te opisy są ciekawe, wnoszą pewną możliwość poznania otoczenia, ale i myśli naszych bohaterów, to z czym się zmagają i jak sobie radzą. A gdy już mamy dialogi, to dostajemy wymianę zdań, które sprawiają, że chciałoby się aż uczestniczyć w tej rozmowie. Serio, one są prawdziwe, zabawne, szczere i wciągające. Ta książka nie jest tylko o romansie między stewardessą a hokeistą. Jest o przyjaźni, rodzinie, o wspieraniu drugiego człowieka. Bohaterowie drugoplanowi są niezwykle ważną częścią tej historii. Najlepsi przyjaciele Zee, Madison i Logan to ludzie, którzy wnoszą tak wiele w tę opowieść i aż żałuje, że nie mogę przeczytać ich książki. ?Mile High? jest o akceptacji siebie, akceptacji własnego ciała. Mówi nam głośno, że słowa ranią, że nikt nie ma prawa oceniać i komentować wyglądu drugiego człowieka. Nie chodzi o to by być ślepym na chorobę, ale o to by potrafić być empatycznym i dostosować swoje słowa nie do siebie, a do drugiego człowieka. Liz pozwoliła nam też wejść na lodowisko, cieszyć się wygranymi i smucić przegranymi meczami. Zbudowała prawdziwych bohaterów, pełnych zwątpień, strachu przed odrzuceniem, takich którzy dbają o tych, których kochają. Ta książka jest dla każdego, kto, kiedykolwiek oceniał innych tylko ze względu na ich wygląd. Jest dla tych, którzy doświadczyli krytyki, bo podnosi na duchu i daje moc. Jest dla tych, którzy szukają czegoś, przy czym będą mogli się pośmiać. Jest dla tych, którzy lubią wzruszające historię i dla tych, którzy szukają spice momentów. Ja się nie zawiodłam, bawiłam się wyśmienicie i już nie mogę doczekać się książki o bracie Vee Ryanie i jej koleżanki Indy. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie będzie długo zwlekać . A Wy, czym prędzej bierzcie się za czytanie ?Mile High?, bo naprawdę WARTO!
Opinia bierze udział w konkursie