MIŁOŚĆ I CZEKOLADA to niezwykle urocza historia z Paryżem w tle. Ma w sobie jakąś nutkę klimatów z "Emily w Paryżu". Tutaj też mamy podekscytowaną dziewczynę, która po raz pierwszy odwiedza Paryż, ma spędzić tu określony czas i jej idealistyczne założenia o mieście zderzają się z rzeczywistością. Do tego dochodzi bariera językowa i... pewien przystojny Francuz! Ale spokojnie - ta historia nie jest kalką serialu Netflixa, a jedynie dzieli z nim kilka wątków. Whitney ma spędzić semestr w Paryżu i nie chce stracić ani chwili - tworzy listy absolutnie na każdą okazję. I szybko zderza się ze ścianą, bo nie jest tak kolorowo, jak myślała. Nie tak łatwo jej nawiązywać nowe znajomości, jej francuski jest zbyt słaby, szybko się gubi, a jej przewodnikiem i lektorem jest denerwujący (chociaż też i bardzo przystojny) Thierry. Z przyjemnością czytałam tę historię i wyłapywałam wszelakie ciekawostki o mieście miłości oraz kibicowałam naszej bohaterce, by przeżyła w Paryżu niezapomniane chwile. Autorce udało się stworzyć taki klimat, że czułam się, jakbym podróżowała razem z Whitney. Do tego, pojawiały się wstawki z listami dziewczyny, a że sama lubię je robić, to od razu poczułam do niej sympatię. Książka jest też krótka - ma zaledwie 300 stron, pozbawiona jest zbędnych zapychaczy i czyta się ją szybko i przyjemnie, więc to idealna lektura na miłe popołudnie. Co mi zgrzytało? Jedyne, do czego się mogę przyczepić, to sposób, w jaki wymuszono punkt kulminacyjny. Nie lubię, gdy wszystko opiera się na nieznośnym braku komunikacji, bo zawsze wydaje mi się to sztucznie wykreowane. Trzeba przyznać, że "Miłość i czekolada" to historia słodka niczym pyszna czekolada, którą czyta się z uśmiechem na ustach, nawet jeśli od początku wiemy, w jakim kierunku podąży. Ja spędziłam z nią bardzo miło czas. Ale będąc szczerą - to raczej historia na jeden raz. Przyjemna, fajna, ale nie zostanie ze mną na dłużej. Ot, taki niezobowiązujący umilacz czasu.
Opinia bierze udział w konkursie