Bryson Scott nie miał łatwego życia. Ojciec tyran ciągłe nim tylko sterował. Niczym marionetką, by mógł w odpowiednim czasie przejąć rodzinny interes. International Finance Center to potężny holding finansowy. Jego matka zmarła pozostawiając w nim smutek i żal. A do dokładkę, ta przez którą stracił stabilność emocjonalną. Jego życie jest pełne mroku, bólu i smutku. Kobiety traktuje jak obiekty seksu. To dzięki niemu znajduje ujście drzemiącej w nim mrocznej bestii. Teraz to on jest rekinem biznesu. To on jest panem i władcą, na jemu tylko znanych zasadach. Dobra passa, stabilność i przewidywalność trwa do momentu, gdy pewnego dnia w na spotkaniu w jego firmie staje ona...
Sophie Cole jest studentką zarządzania i ma tylko babcię, Dalię. Sophie dostaje się na staż do znanej IFC. Ta firma jest marzeniem wielu ludzi, bowiem otwiera drzwi do dalszej kariery. I jej się udaje. Pierwsze spotkanie z nowym szefem nie należy do udanych, ale dzięki temu Bryson zwraca uwagę na tę temperamentną, zadziorną i pyskatą kobietę, która nie boi się go. Co więcej, wytwarza się między nimi chemia i pożądanie.
Czy Sophie mu ulegnie? Czy Bryson pokona demony? Kto będzie dominował? Czy będą razem? Czy pokonają zło czyhające tuż za zakrętem?
O tej książce marzyłam, aby tylko media społecznościowe zaczęły bombardować mnie informacjami o niej. Byłam bardzo ciekawa całej historii, a tym bardziej bohaterów. Czy nie będzie zbyt słodko, zbyt łagodnie... Na szczęście nic takiego nie było. Bardzo spodobał mi się pomysł na historię. Autorka widać przyłożyła się do tego, by zachować ciągłość, i aby nic nie odstawało od siebie. Co do prowadzenia akcji i całej fabuły, to nie mam żadnych zastrzeżeń. Doskonale trzymała w napięciu. Wzmagała moją cierpliwość. Podsycała ogień, nie pozwalając mu choć na chwilę przygasnąć. Dokładane wątki i zmiany klimatu tylko dodawały pazura. Jeśli chodzi o samych bohaterkę to fajną postacią była Sophie. Z pazurem, temperamentna, pyskata, zadziorna, silna i ambitna. Stawała w pełnej gotowości do boju w starciach z Brysonem. Nie bała się go. Jego porywczości, jego złości, jego diaboliczności. Bo on był taki głazem nieczułym na krzywdę innych. Myślał tylko o sobie. On tu rozdaje karty. Jest panem i władcą. Właśnie do momentu, w którym szeregi jego firmy zasiliła śliczna i empatyczna Sophie. Nie bala się go, jako osoby. Tylko ten mrok i ta niejasna jego przeszłość nie dawałą jej pełni zadowolenia. Miała obawy tylko co do tej chemii między nimi. Ona była czysta. To taki aniołek, który dbał o wszystkich. Z jednej strony taka słodka istotka a drugiej diablica. Miła, skromna, doceniająca drobnostki osóbka, która zniosła nadzieję i powiew świeżości do jego życia. I wcale nie zależało jej na pieniądzach. Pragnęła tylko miłości, czułości, szacunku i zrozumienia. Z jednej strony chciała dominować i walczyć o swoje a z drugiej to właśnie ona chciała być tą zdominowaną. Pokrętne? Absolutnie! Ona taka jest - taką mieszanką wybuchową. O sobie chce decydować sama, ale lubi ten dreszczyk emocji i docenia siłę faceta. Faceta, który podczas seksu staje na głowie, by porwać ją na wyżyny rozkoszy i dostarczyć ogromu emocji. Emocji i wrażeń, które wyczerpią do dna i jednocześnie nasycą. A seks w wykonaniu Brysona jest taki jak on sam - pełen ekspresji, pełen jazdy na najwyższych obrotach i pełen pasji. Sceny były opisane z wyczuciem i zostały fajnie wyważone. Relacja głównych bohaterów jest pełna pieprzności i pełna niepewności. Czy byli idealni? A czy ktoś w ogóle taki istnieje? Mieli swoje minusy ale mi zupełnie to nie przeszkadzało. To tylko ukazywało, że mogli istnieć, że mogli mieć wzorce z rzeczywistości. Na ogromny plus zasługują wątki rodem z sensacji. Nie zabrakło sensacji, dramaturgii i szoku. Szczególnie, gdy pojawił się ktoś, kto uzurpuje sobie prawo do głównej bohaterki. Normalnie, nie mogłam znieść tej postaci. Szargała moje biedne nerwy. Do samego finiszu burzliwość relacji dawała do pieca. Do końca, który zostawił mnie w niedowierzaniu. Moja szczęka grzmotnęła z całym impetem o podłogę a brwi poszybowały do góry. No taki finisz zostawić. Tak sienie robi. Szczególnie, że do czytania kontynuacji historii Brysona i Sophie jeszcze trochę czasu upłynie. I co ja mam teraz począć?
Miłość nigdy nie jest szablonowa. Zawsze są jakieś niespodziewane piruety. Wydarzenia zaskakują i niejednokrotnie mącą w głowie. Autorka w swoim debiucie pokazała ją od strony pełnej pasji, pełnej pożądania i pełnej zagadkowości. Główni bohaterowie przyciągali mnie niczym magnes. Zostali bardzo fajnie wykreowani. Ich charaktery nadawały historii odpowiedni kierunek. Kierunek, który ciągnął za sobą ryzyko, niebezpieczeństwo, zaskoczenie, euforię, miłość, strach a nawet i śmierć. Autorka sprawnie lawirowała pomiędzy kolejno dokładanymi wątkami, które doskonale się uzupełniały. Jej styl bardzo przypadł mi do gustu. Historia okazała się nad wyraz ciekawa i do reszty wciągająca. Już nie mogę się doczekać kontynuacji. A jeśli Wy lubicie mężczyzn w typie badboy i burzliwe znajomości w ogromną dawką scen erotycznych, to myślę że powinna przypaść Wam do gustu ta pozycja.
Polecam.