" - Nie my tu wygramy, mały, i bez obrazy, ty też nie. Jeśli wiesz, co dla ciebie dobre, odejdź, póki możesz. Te Igrzyska to czeluść bez dna. Jeśli raz spadniesz, będziesz leciał bez końca".
W czwartej części Smoczej Straży Seth, szukając swojego ja, wyrusza do jednego z siedmiu smoczych azylów. Tym razem jednak sytuacja jest tam zupełnie inna - opiekunką Doliny Tytanów jest sama Królowa Olbrzymów, a smoki żyją tam inaczej niż Seth dotąd widział. Żeby zdobyć to, czego pragnie najbardziej, a co zostało skradzione mu przez demona, musi zostać jednym z uczestników Igrzysk Tytanów i, co najgorsze, wygrać właściwie niemożliwą do wygrania grę. Kendra natomiast za wszelką cenę stara się odnaleźć brata i nie dopuścić do upadku kolejnych azylów. Podąża jego tropem z kilkorgiem przyjaciół i aby ponownie ocalić świat, musi zdobyć pewien potężny przedmiot, ukryty gdzieś wśród olbrzymów...
Nie jestem pewna, czy potrafię wyrazić, jak bardzo zakochana jestem w tej książce i ogólnie całej serii Mulla. Od lat znajduje się ona na liście najbardziej uwielbianych przeze mnie książek i szczęśliwa mogę dodać na nią również czwartą część. Cudownie czytało mi się, jak Seth próbuje odnaleźć się w nowym dla niego świecie, który - już po ośmiu (!) książkach jest tak dobrze znany czytelnikowi - podobnie jak postać samego bohatera! Uwielbiałam patrzeć, jak widać powoli zachodzące w nim zmiany, jak próbuje podjąć niepodejmowalne decyzje. Mogłam na nowo wejść w ten świat, w którym zakochana jestem od kilku lat.
Jeśli chodzi o Kendrę to widać ogromną różnicę w jej zachowaniu w "Baśnioborze" a "Smoczej Straży". Jej uczucia są zdecydowanie silniejsze - można dostrzec tę jej siłę, pewność siebie w podejmowaniu decyzji, upór, to, że będzie dążyć do swojego celu, ale też emocje takie jak rozpacz i przerażenie - mam wrażenie, że są tutaj dwa razy mocniejsze, przez co zdecydowanie bardziej przeżywałam jej rozdziały. Prawda jest taka, że Kendra przeszła MNÓSTWO i tylko czekam, aż Mull pozwoli jej na chwilę wytchnienia, bo definitywnie na to zasłużyła. Sama akcja wciągnęła mnie niesamowicie i cudownie było zobaczyć postaci z poprzednich książek, a Warren i Vanessa totalnie podbili moje serducho (nie żeby coś, ale ja czekam na jakieś wedding w piątej części:D). Muszę przyznać, że po skończeniu czuję niedosyt i nie mogę długo czekać na kolejną część, bo chyba oszaleję! Końcówka zostawia nas z plot twistem i szczerze nie wiem, jak w jednej części ma się zmieścić tyle akcji!
Podsumowując: jestem w miłości absolutnej do "Mistrza Igrzysk Tytanów", do "Smoczej Straży" i ogólnie całego magicznego świata "Baśnioboru" i nie mogę się doczekać kolejnej, już ostatniej części!
Opinia bierze udział w konkursie