?Moje piękno, moja sprawa?, to książka, która zawiera ważny aspekt. Piękno jest pojęciem względnym, każdemu podobają się inne cechy, dobieramy partnerów według osobistych preferencji i uważam, że wygląd zewnętrzny jest ważny, jednak ważniejsze od tego, jak postrzegają nas inni, jest to, jak my postrzegamy siebie. Mamy prawo wyglądać tak, jak chcemy. Nie musimy znajdować się w sztywnych ramkach stereotypowego piękna. Możemy nie golić nóg, możemy farbować włosy na kolorowo, mieć tatuaże, kolczyki, rzucające się w oczy ciuchy, ale przede wszystkim my ? kobiety, nie musimy zaspakajać męskiego ego. Albo nas ktoś akceptuje, takimi, jacy jesteśmy, albo kontakt zostaje zerwany. Wychodzę z założenia, że dopóki ktoś nie krzywdzi innych istot swoim zachowaniem, może robić to, co chce ze swoim wyglądem i życiem.
Temat książki jest ważny, oprawa graficzna przyciąga wzrok. Mamy tu twardą okładkę, dużo rysunków i kolorowych wstawek. Krótkie rozdziały sprawiają, że czyta się ją szybko. Coś mi jednak nie do końca tutaj zagrało. Styl autorki niezbyt przypadł mi do gustu i muszę przyznać, że w niektórych momentach się nudziłam. Florence Given traktuje o tym, że trzeba tępić homofonię, rasizm i inne niezdrowe zachowania, z czym się oczywiście zgadam, jednak miałam wrażenie, jakby według niej biały człowiek, zwłaszcza mężczyzna, był najgorszym złem. Feminizm feminizmem, ale nie znoszę fanatyzmu w każdej dziedzinie, również w tej.
Mam mocno mieszane uczucia co do tej książki, ponieważ tak, jak wspominam na początku: temat jest ważny, zmusza do refleksji i wzbudza emocje, ale przekaz jest według mnie powierzchowny. Miałam wrażenie, że mam do czynienia z jakże modnym w ostatnich latach coachingiem, który jest dla mnie zwykłym laniem wody i rzucaniem powielanych pokrzepiających tekstów w eter. Trudno z niej wyłapać coś wartościowego, spomiędzy tekstu, który równie dobrze mógłby być o połowę krótszy. Niczego ta pozycja nie zmieni w moim życiu, niczego nowego się nie dowiedziałam. W równie szybkim tempie, w którym ją czytałam, wymażę ją z pamięci.
Komu bym tę pozycję poleciła? Osobom, które lubią czytać życiowe poradniki. Ja wybieram ten gatunek jedynie wtedy, kiedy zaciekawi mnie temat i kiedy czuje, że jest o czymś, co dotyczy mojego życia. Tym razem tak było, jednak okazało się, że jednak ta książka nie jest dla mnie. Na koniec dodam jedynie, że wiem, jak trudną walką jest zaakceptowanie samego siebie, zwłaszcza gdy przez pół życia było się wyśmiewanym. Chciałabym by, każdy, kto otworzy usta w celu wyśmiania niepełnosprawności, rasy, przynależności religijnej i narodowej, wyglądu, płci czy też orientacji seksualnej, dwa razy zastanowił się nad tym, co chce zrobić i by przemyślał, czy jemu byłoby miło usłyszeć to, co chce powiedzieć.