"Moje przyjaciółki z Ravensbrück" Magda Knedler
"Ale co można wiedzieć o umieraniu, kiedy serce bije równym rytmem, w żyłach pulsuje krew, a w głowie kłębi się od pomysłów. Kiedy się marzy, kocha, tęskni i ma nadzieję".
Zdarza Wam się sięgać po książkę ze względu na autora/autorkę? Tak też było w przypadku "Moich przyjaciółek z Ravenbruck" - po prostu zaczęłam czytać, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z wagi opisywanej historii.
Ida to młoda pisarka, która pewnego dnia znajduje na wycieraczce rękopis książki, zawierającej wspomnienia więźniarek z obozu w Ravensbrück. Przesyłka jest bardzo zagadkowa - nie wiadomo, kto jest jej nadawcą, ani jej autorem. Ida spędza kilka lat nad tymi zapiskami, by rozwikłać tajemnicę czterech przyjaciółek, które połączyła niezwykła więź. Maria, Sabina, Bente i Helga - każda z nich wiodła normalne życie, zanim trafiła do obozu. Zanim stała się tylko numerem i trójkątem.
"Moje przyjaciółki z Ravensbrück" to niesamowita lekcja pamięci o kobietach, które starały się przetrwać obozowe piekło. Tam czas płynie inaczej, bardziej bezlitośnie. Nie wybiegało myślami w przyszłość, bo nikt nie wiedział, czy nadejdzie. Codzienność przynosiła same złe wiadomości, wobec których nie było wolno okazywać słabości. I trzeba było walczyć o wydarcie śmierci jeszcze kliku godzin, kilku dni.
Rozdziały, w których narratorkami są obozowiczki szczególnie poruszają. Na każdym kroku pokazują zwykłą ludzką solidarność, która nabiera niebanalnego znaczenia, zwłaszcza w warunkach, w których przyszło im żyć. Każdy dzień jest walką o przetrwanie i o ocalenie od zapomnienia. Ta, która przeżyje obóz, miała pamiętać o innych kobietach, opowiadać historie ich życia, zanim los rzucił je do obozu.
Czytając relacje Marii, Helgi, Sabiny czy Bente, miałam wrażenie, że włamuje się do ich prywatnego świata, naruszam pewną granicę. Ale z drugiej strony - one dążyły do tego, by świat o nich pamiętał. I to im się udało, bo Ida nie może przestać o nich myśleć. Próbuje na różne sposoby odszukać je lub nadawcę przesyłki, balansując na granicy obsesji.
Nie wiem, czyja historia - Idy czy czterech przyjaciółek - bardziej mnie zafrapowała. Te historie wzajemnie się uzupełniają, pokazują, że nigdy nie jest za późno, by próbować zrozumieć historię.
"Moje przyjaciółki z Ravensbrück" to kolejna książka, w której Magda Knedler udowadnia, że ma niezwykły dar. Jej słowa, przelane na papier, po raz kolejny głęboko zapadają w pamięć. Pisze o zwyczajnych życiu, prosto, nie popadając w niepotrzebny patos... Ale to zupełnie wystarczy, by wyobraźnia podczas czytania podsuwała mi tysiące obrazów i twarzy.
A czytałam tę książkę długo. Odkładałam, rozmyślałam a potem znowu do niej wracałam.
Ta historia wymaga czasu i zrozumienia.
Czytajcie ją niespiesznie, a potem podajcie dalej tę historię o niesamowitej więzi, która narodziła się za murami obozu w Ravensbrück.
Ocalmy ją od zapomnienia.
"Żadna z nich nie mogła dopuścić do utraty własnej tożsamości, dlatego przekazała swoją historię innym. Nie chodziło wcale o to, by gloryfikować przeszłość i zestawiać dawne złote lata z obozowym koszmarem, ale by pamiętać, kim było się naprawdę. Te rzeczy, które zrobiło się dobrze, i te, które zrobiło się źle. Pamiętać, że było się człowiekiem i podejmowało samodzielne decyzje, a później ponosiło konsekwencje".
Opinia bierze udział w konkursie