Każdy, kto wsiadł w świąteczny ekspres do Fort William w zachodniej Szkocji chciał jak najszybciej dostać się do domu, by móc wspólnie z bliskimi celebrować świąteczne dni. Mimo nieustannie pogarszających się warunków atmosferycznych osoby odpowiedzialne za ekspres zapewniały, że dotrą do celu. Jednak nie wszyscy...
Gdy w trakcie podróży okazuje się, iż jedna z osób została zamordowana, Roz, emerytowana detektyw, przejmuje dowodzenie. Wśród pozostałej grupy szuka sprawcy, który miałby odpowiedni powód, by posunąć się do tego czynu. Wkrótce jednak sprawy znacznie się komplikują, a ofiar jest więcej. Podejrzany jest każdy z pasażerów, a lista niespotykanych powiązań i potencjalnych motywów rośnie w zatrważającym tempie. I choć Roz obiecała sobie, że ostatecznie zakończyła karierę policyjną, to nie może przejść obojętnie obok rozgrywającej się w świątecznym ekspresie tragedii. W końcu lata temu przysięgała, że będzie chronić społeczeństwo.
Osiemnastu pasażerów ma nadzieję na bezpieczne dotarcie do domów.
Tę podróż zakończy jednak tylko część z nich.
Początkowo nie skojarzyłam nazwiska autorki, mimo że już sama okładka książki wykazywała pewne podobieństwo do poprzedniczki. Dopiero odwiedzeniu jednego z portali czytelniczych okazało się, że jakiś czas temu miałam już okazję spotkać się z twórczością pani Benedict. Wrażenie pozostawiła dobre, czy i tym razem było podobnie?
Na peronie w Londynie spotyka się grupka osób, wsiadających do tego samego ekspresu: emerytowana detektyw Roz, grupka studentów, para celebrytów, nieśmiała kobieta, rodzina z trójką dzieci i starsza pani z synem. Pozornie tych osób nic ze sobą nie łączy, a wręcz wiele różni - od statusu materialnego po wiek. Jednak tragedia, do której doszło w trakcie podróży, wstrząsnęła wszystkimi pasażerami. Każdy boi się o swoje bezpieczeństwo, bo też nikt nie wie, czym kieruje się morderca. I prawdopodobnie sytuacja mogłaby ulec jako takiemu uspokojeniu, gdyby nie odnaleziono kolejnego ciała. W zamkniętym od wewnątrz pomieszczeniu, w którym nie przebywał nikt prócz ofiary.
Roz ma nie lada zagadkę do rozwiązania, w której stawką może być ludzkie życie.
Mimo całej czytelniczej sympatii do twórczości autorki, tym razem jej najnowszy thriller nie do końca powala na kolana. Oczywiście, pod względem stylu pisarskiego i umiejętności gmatwania akcji jest bardzo dobrze, jednak główny wątek nie zaintrygował mnie tak, jak oczekiwałam. O wiele bardziej ciekawiła mnie historia Roz, a najmocniejsze emocje wzbudzało nie samo śledztwo, lecz raczej zachowanie niektórych osób spośród grupy pasażerów ekspresu. Pół - amatorskie śledztwo niby też było ciekawe, jednak brakowało prawdziwego dreszczyku emocji.
W przypadku tego rodzaju książek spodziewałabym się, że odgadnięcie sprawcy niemalże na początku jest niemożliwe. Prawdopodobnie każdy z nas rozpoczynając lekturę po jakimś czasie ma już swoje typy. Bardzo często kończy się to jednak fiaskiem, gdyż sprawcą okazuje się zupełnie inna osoba niż obstawialiśmy. Najczęściej ta, której zupełnie nie podejrzewaliśmy. Tym razem jednak... cóż, trafiłam. Po prostu inne propozycje wydawały się zbyt oczywiste. Z jednej strony czułam satysfakcję, z drugiej - lekki zawód.
Wiecie, to też nie tak, że ta książka jest kompletnie zła i mam poczucie, że zmarnowałam czas. Nie. Zupełnie nie tak. Po prostu chwilami miałam wrażenie, że jest napisana na szybko tylko po to, by zgrać się z popularną datą - tym razem chodzi oczywiście o święta. W końcu najlepiej czyta się wówczas książki ze świątecznym motywem, prawda? Ogólnie Morderstwo w świątecznym ekspresie jest całkiem przyjemną lekturą do poduszki, dzięki której możemy się doskonale zrelaksować. Dla tych, którzy gustują w tego typu książkach, zdecydowanie polecam.
Opinia bierze udział w konkursie