Tekst pochodzi z bloga: https://amandaasays.blogspot.com/2018/03/more-happy-than-not-raczej-szczesliwy.html
WITAJ NA BRONXIE
Próbując opowiedzieć o More Happy Than Not, nie sposób zapomnieć o otoczeniu naszego głównego bohatera i to od niego dzisiaj zacznę. Aaron Soto mieszka na Bronxie, a za sąsiadów ma niekoniecznie bezpiecznych ludzi. Gdybym miała porównać tę okolicę do jakiejś bliższej polskim realiom, wybrałabym osiedle bloków komunalnych, na których znajdziemy cały przekrój społeczeństwa - od zwyczajnych rodzin, które żyją nieco biedniej, po patologie, od których lepiej trzymać się z daleka. Poza Aaronem poznajemy między innymi Brendana, Chudego i Grubego Davea, Pana Wariata i Collina. Nasz bohater zdecydowanie się wyróżnia z tej grupki i nie jest taki, jak reszta, jednak potrafi doskonale wpasować się w towarzystwo, dzięki czemu jest powszechnie lubiany. Spędza ze swoją grupką czas, gra w przeróżne gry i zabawy. I tu wielki plus dla autora - w tak barwny i luźny sposób opisał ten świat, że czułam, jakby to osiedle znajdowało się tuż obok, a ja miała szansę brać udział w ich grach. Nadało to książce niesamowitego klimatu i sprawiło, że czytało mi się ją niezwykle szybko i przyjemnie, nawet, jeśli pojawiły się trudniejsze tematy.
No właśnie... bo Aaron nie ma w życiu lekko. Ojciec popełnił samobójstwo, później tego samego spróbował Aaron, jednak udało się go odratować. Chłopak nosi na swoich barkach ogromny ciężar, w postaci przekonania, że to przez niego nie żyje jego ojciec. Ponadto, ma wrażenie, że po tym, co zrobił, jego znajomi trzymają go na dystans, a sam zaczyna odkrywać w sobie coś, czego wcześniej nie dostrzegał. Wszystko to sprawi, że zacznie zastanawiać się nad zabiegiem Leteo, który polega na wymazaniu pamięci. Czy podejmie się go? Tego nie zdradzę.
Co w takim razie mogę zdradzić? Że ogromnie podobała mi się kreacja bohaterów. Z kart powieści wychodziły żywe postaci, na próżno było szukać sztuczności czy też niedociągnięć. Każda z osób, jakie pojawiły się w historii, była dopracowana i nawet jeśli nie pojawiała się zbyt często, czy też nie była aż tak ważna, była łatwa do rozpoznania i miała jakieś swoje charakterystyczne cechy, a to w książkach lubię najbardziej.
ILE DAŁBYM, BY ZAPOMNIEĆ...
Jeden Osiem L wie coś o zapominaniu i przykrych wspomnieniach, a co wie o tym Adam Silvera i jego bohaterowie?
Trzeba to przyznać autorowi, że potrafi wzbogacić z pozoru prostą historię, o niezwykle ciekawe wątki, które wyróżnią ją na tle innych książek młodzieżowych o odkrywaniu swojego "prawdziwego ja". Tutaj mamy owiany kontrowersją zabieg Leteo. Ktoś protestuje przed siedzibą i pokazuje tragiczne skutki uboczne, ktoś inny zachwala skuteczne działanie i dziękuje za możliwość skorzystania z niego. A nasz Aaron coraz częściej zastanawia się nad tym, czy poddanie się zabiegowi rozwiązałoby jego problemy.
I chociaż zabieg sam w sobie jest jedynie wytworem Adama Silvery, to lekcja jaka płynie z tego wątku jest niezwykle prawdziwa. Autor stawia pytania, czy aby na pewno wymazanie wspomnień rozwiąże nasze problemy? Czy da się zapomnieć to, kim się naprawdę jest? I czy wspomnienia tak łatwo nie wrócą? A co, jeśli później przytłoczą nas ze zdwojoną siłą? Czy nie łatwiej po prostu się ze wszystkim pogodzić i przyjąć życie na klatę?
Losy Aarona, a szczególnie pewien zwrot akcji, którego się zupełnie nie spodziewałam, idealnie odpowiadają na te wszystkie pytania, a także rzucają nam rękawicę: ile byśmy dali, by zapomnieć pewne fragmenty naszego życia, a ile poświęcilibyśmy, byle tylko pozostawić je w pamięci?
STRUKTURA
More Happy Than Not, bardzo podoba mi się pod względem budowy. Dlaczego? Już tłumaczę. Książka podzielona jest na części, które już po tytule wskazują nam, jak bardzo szczęśliwy (lub nie) jest nasz bohater. Każda z części (poza jedną, która jest krótsza od pozostałych i dosyć nietypowa), jest podzielona na numerowane rozdziały, które mają dodatkowo jakiś pasujący do treści tytuł. Ciekawe jest również zastosowanie emotek, które służą za oddzielenie wątków w rozdziałach. Nie są to też emotki przypadkowe - idealnie pasują one do nastroju, jaki ma nasz bohater.
Skoro jesteśmy już przy Aaronie - to on jest pierwszoosobowym narratorem i poznajemy historię z jego perspektywy, co było przemyślanym zabiegiem, zwłaszcza w obliczu zwrotu akcji, o którym wcześniej wspominałam. Przechodząc zaś płynnie do stylu pisania autora - Adam Silvera ma niezwykle lekkie pióro i o tematach trudnych potrafi pisać z takim wyczuciem, że zupełnie nie odczuwamy ciężaru wątku, jakiego dotyka historia, a to ogromna zaleta.
Na koniec wspomnę też o estetycznej części tej książki - każda strona ma na brzegu fioletową smugę farby, co sprawia, że bok książki również jest w części fioletowy, a także idealnie pasuje do artystycznych zainteresowań głównego bohatera. Czwarta Strona - postaraliście się! ;-)
PODSUMOWUJĄC
Raczej szczęśliwy niż nie, to historia o odkrywaniu siebie oraz o tym, że nie da się zapomnieć, kim się jest. Ciężki temat w lekkiej i przyjemniej dla duszy odsłonie, ciekawa kreacja bohaterów, zwroty akcji oraz ważna lekcja, płynąca spośród stron. To moja pierwsza książka Adama Silvery, ale już jestem pewna, że na pewno nie ostatnia. Autor urzekł mnie wykreowanym światem i sposobem, w jaki opowiedział swoją historię.
Zdecydowanie polecam, ale komu w szczególności? Miłośnikom tych dojrzalszych książek YA, a także tym, którzy poszukują czegoś z tematyki LBGT - Adam Silvera ugryzł ten temat w naprawdę zgrabny i niewymuszony sposób.
Ja z lektury jestem zadowolona, a Wy?
Opinia bierze udział w konkursie