Każde działanie ma swoje konsekwencje. Niektóre jednak towarzyszą człowiekowi już całe życie. I choćby bardzo się pragnęło cofnąć pewne decyzje, które nie miałyby aż tak dużego wpływu na dalsze losy, to jest to niestety niemożliwe. Lecz czy można naprawić wszystko w sposób, który w jakimś stopniu zrekompensuje dawne działania i poprawi teraźniejszą sytuację?
Stella jest siostrą Graysona, którego losy poznaliśmy w poprzednim tomie. Dotąd pracowała jako menadżer w rodzinnym hotelu, obecnie wraz z braćmi planuje otwarcie własnej działalności w Willow Creek. Jest najmłodszą z rodzeństwa, a na dodatek otaczają ją sami bracia, którzy skrupulatnie dbają o to, by dziewczyna była otoczona opieką. I choć Stella ma już trzydzieści lat to w tej kwestii nic się nie zmieniło. Jednak nie kwestia zaborczych mężczyzn w jej życiu sprawia, że unika wikłania się w związki, a przeszłość. Pomimo upływu aż 12 lat ona nigdy nie pogodziła się z tym, czego musiała doświadczyć, ani nie przestała kochać tego, który powinien się od niej trzymać z daleka.
Jack jest najlepszym przyjacielem Graysona ale właściwie to wszyscy Parkersonowie są dla niego jak bracia. To oni stanowili jego rodzinę, gdy jego własna się rozpadła i chce być wobec nich lojalny. Kiedyś był księgowym, jednak zdecydował się wrócić do Willow Creek i prowadzić wyprawy survivalowe dla grup. Kocha las, samotność, nie przeszkadza mu pobyt z dala od cywilizacji, bowiem tam znajduje ukojenie. Jednak nawet największe odludzie nie sprawi, że zapomni o tym, co zmieniło jego i jego życie na zawsze. Ani o miłości swojego życia, której twierdzi, że nie jest wart.
"Możemy mieć siebie" to kolejna, urocza odsłona serii "Willow Creek". Wydarzenia z tej powieści odrobinę zazębiają się z fabułą poprzedniego tomu, a także wprowadzają w tematykę historii miłosnej następnego brata, stąd uważam, że najlepiej czytać je po kolei. I choć troszkę zepsuło mi lekturę dość niedbałe tłumaczenie to koniec końców liczy się historia, a ta jak zwykle w wykonaniu Corinne Michaels mnie urzeka. Już pierwszy rozdział tej książki sprowadza na nas istną bombę emocjonalną, której absolutnie się nie spodziewamy. Autorka decyduje się tu poruszyć tematykę trudną, nieco kontrowersyjną, a na pewno taką, która wyzwala dość skrajne i trudne do zmiany opinie. Aczkolwiek uważam, że to ważne kwestie, zwłaszcza w literaturze kobiecej, ukazujące życie w całej jego rozciągłości, bez upiększeń czy słodyczy, rzucające przeszkody na drogę bez zastanowienia i ostrzeżenia. Ta książka to przede wszystkim historia o życiu w cieniu konsekwencji własnych wyborów, z permanentnie wyrwanym sercem i cierpieniem w duszy zamaskowanym uśmiechem na twarzy, który został perfekcyjnie dopracowany. Oczywiście to także opowieść o prawdziwej miłości, której nie zmniejszyły złe doświadczenia, tragedie, próby unikania się nawzajem oraz upływ czasu. Lecz to także powieść o sile rodziny, niezachwianym uczuciu między rodzeństwem oraz wyzwaniach jakie niesie ze sobą nie tylko życie ale także rodzicielstwo. Poprowadzenie historii Jake`a i Stelli pozytywnie mnie zaskoczyło, chociażby z uwagi na to, że Autorka pozwoliła sobie wyjść poza utarte schematy, które zazwyczaj w romansach otrzymujemy. Warto zawitać do Willow Creek, by spotkać się z bohaterami i poznać ich historie- to na pewno nie będzie stracony czas!
Opinia bierze udział w konkursie