Thriller? Dystopia? A może science-fiction? "Mroczna kołysanka" wymyka się jednoznacznemu podziałowi gatunkowemu, ale jedno jest pewne- przeraża i angażuje jednocześnie. Czy to jednak wystarczy, bym uznała ją za dobrą?
Ludzkość zmaga się z kryzysem bezpłodności, która dotyka ponad 99% społeczeństwa, przez co matki, aby urodzić dziecko, są zmuszane do przejścia procesu bolesnej i czasochłonnej indukcji, która niejednokrotnie prowadzi do ich przedwczesnej śmierci. Kiedy jednak dziecko zostanie sprowadzone na świat, na rodziców czyhają kolejne trudności. Wisi nad nimi ryzyko ekstrakcji, jeśli opieka, jaką zapewnią potomstwu, okaże się niewystarczającą. W tym świecie śledzimy losy Kit (a jej oczami także życie jej starszej siostry), która zrobi wszystko by odzyskać odebrane dziecko.
Muszę przyznać, że kompletnie nie wiem, co sądzić o tej historii. Sam pomysł na fabułę był naprawdę świeży i intrygujący. Podobało mi się przedstawienie, chociażby tzw. niewidzialnych, czyli kobiet, które z różnych powodów nie zdecydowały się poddać indukcji. Pozornie miały wolny wybór, ale działania rządu skutecznie wykluczały je z życia publicznego i ograniczały ich zarobki na tyle, że indukcja stawała się jedynym sposobem, by wieść godne życie. Taki pozorny wybór był naprawdę ciekawym psychologicznym zabiegiem.
Uważam jednak, że autorka nie wywiązała się z opowiedzenia tej historii zbyt dobrze. Zdecydowała się na stworzenie tak rozbudowanego świata i napakowanie książki akcją, przez co wiele elementów zostało potraktowanych po macoszemu. Uważam, że historia sprawdziłby się lepiej jako seria, która wprowadzałaby dokładniej czytelnika w kolejne wydarzenia. A tak nie dostaliśmy dużo informacji o obecnych rządach i tego mi zdecydowanie brakowało. Nie rozumiałam w pełni samej koncepcji odbierania dzieci rodzicom, na jakiej zasadzie działały upomnienia (trzeba było mieć ich 7, żeby dziecko zostało zabrane, ale ostatecznie działo się to także kiedy było ich 6) ani jak działa sam proces indukcji. Dodatkowo główna bohaterka bez problemu spiskuje i "ukrywa się" przed rządem, co każe mi przypuszczać, że nie jest on zbyt kompetentny.
Historię śledzimy, siedząc w głowie Kit, ale nawet wtedy nie poznajemy jej dokładnie. Po skoczeniu uważam, że nie została w pełni wykreowana i nie umiem jej przypisać wielu cech charakteru. Do tego podejmuje wiele dziwnych i niezrozumiałych dla mnie decyzji, których potem nawet nie żałuje. No i dochodzi jeszcze wątek romantyczny. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że nie na nim skupia się ta książka, ale widać było, że autorka nie chciała tracić czasu, więc mamy tu tak absurdalny motyw, jak to, że bohaterowie po jednym spotkaniu, podczas którego zamieniają ze sobą dwa zdania, na drugi dzień zaczynają się całować i wyznawać sobie miłość. Te wszystkie problemy są moim zdaniem skutkiem tego, ze autorka starała się zmieścić zbyt dużo elementów w zbyt małej objętości, przez co żaden nie został w pełni rozwinięty. Bardziej wręcz skupiamy się na macierzyństwie siostry Kit niż jej, co sprawiało, że nie byłam w stanie jej kibicować. Nie da się jednak ukryć, że powieść pokazuje siłę i niezłomność matek, co mi się podobało. Miejscami wzrusza i dobrze oddaje cierpienie rodziców, którzy stracili swoje ukochane dzieci.
Dodatkowo książkę czyta się bardzo dynamicznie i dzięki krótkim, rozdziałom autorka miała moją pełną uwagę przez większość czasu. Zakończenie zaskoczyło mnie kilkoma rozwiązaniami i tak jak mówiłam, koncepcja była realna i ciekawa. Ciężko mi jednak jednoznacznie polecić książkę, bo wymaga dopracowania i rozbudowania. Jeśli jednak pomysł na fabułę was zaciekawił, możecie dać jej szansę. Zdecydowanie nie będziecie się przy niej nudzić.
Opinia bierze udział w konkursie