W zalewie literatury coraz trudniej znaleźć dla siebie coś interesującego, żeby potem stwierdzić z czystym sumieniem, że wybór książki był trafiony, a jej lektura była satysfakcjonująca i że warto o niej opowiadać. "Mroczne miejsca" to rasowy thriller psychologiczny, którego nie da się odłożyć przed odkryciem prawdy, z tym zdaniem wydawcy się zupełnie zgadzam, jestem pozytywnie zaskoczona, bo ta powieść idealnie trafiła w mój gust. Greta Drawska vel Małgorzata Hayles, jak sama wspomina w posłowiu, decyzję o przyjęciu tego pseudonimu podjęła pod wpływem zmian w swoim życiu, zarówno twórczym, jak i prywatnym. Stylem pisania Grety, czy też Małgorzaty miałam okazję zachwycić się przy okazji czytania serii kryminalnej Wanda Just i Piotr Dereń, której akcja dzieje się na Pojezierzu Drawskim. Autorka uraczyła mnie wtedy dużą dawką historii, która wcześniej nie była mi znana i dostarczyła sporej ilości ciekawych informacji dotyczących regionu Pojezierza Drawskiego.
Teraz autorka poszła krok dalej i napisała thriller psychologiczny. Mroczny, niepokojący, wciągający i nieodkładalny. Jednym słowem ?Mroczne miejsca? to świetny thriller o ludzkich emocjach.
Pod galerią handlową zupełnie przypadkowo, przynajmniej na początku tak to wygląda, wpadają na siebie Anna i Rebeka. Kobiety szybko się zaprzyjaźniają, ale wydaje się, że na tej znajomości bardziej zależy Rebece. Potem w tę znajomość angażuje się również Anna, którą podświadomie ciągnie do Rebeki, lecz ta ma swój plan na tę przyjaźń. Obie kobiety mają swoje tajemnice, obie trudne przejścia za sobą, o których nawet myśleć nie chcą. Każda z nich ma swoją zmorę, która trzyma je za gardło i dusi, od której nie potrafią się uwolnić, jakkolwiek zaklinałyby rzeczywistość. Stopniowo z ich wspomnień wyłania się obraz, z którego wynika, że kobiety wciąż żyją przeszłością, uciekają przed samą sobą i przed problemami.
Miejsce zamieszkania Anny i jej rodziny jest starym zaniedbanym domem, który wymaga remontu, tym bardziej że kobieta i jej partner planują ślub i spodziewają się wspólnego dziecka. Rebeka jest architektem wnętrz, więc wydaje się, że oferowana nowym znajomym pomoc jest czymś naturalnym. Na czas remontu Lisiej chaty Anna wraz z dziećmi przeprowadza się do domu Rebeki i chociaż na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku, to dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wie o swojej nowej znajomej. Jej niepokój budzi też brak śladów w Internecie na temat Rebeki i jej męża, bo przecież w dzisiejszych czasach każdy jakiś ślad po sobie w sieci pozostawia.
Na uwagę zasługuje ciekawa konstrukcja narracji. Autorka naprzemiennie oddaje głos Annie w pierwszej osobie i w trzeciej Rebece, dzięki czemu można towarzyszyć bohaterkom w ich rozmyślaniach, snuć własne teorie i budować swoje podejrzenia. Łatwiej zrozumieć postępowanie obu kobiet, gdy odsłania się stopniowo wszystko to, co je w przeszłości spotkało i miało wymierny wpływ na ich przyszłość. Z czym musiały się zmagać i co je dręczy. Mimo że ich znajomość się zacieśnia, kobiety nie są w stanie ze sobą szczerze rozmawiać i wyznać sobie całej prawdy, chociaż powoli zaczynają się jej domyślać.
Podejrzenia Anny wzbudzają wiecznie nieobecny mąż i zniknięcie siostry Rebeki, która nie wykazuje ochoty poznania nowej znajomej. Ciarki na plecach wywołują opisy przesuniętych przedmiotów, ukrytej lalki zabranej dziecku, zaginionych w tajemniczych okolicznościach zwierząt domowych i szczekających lisów przemykających chyłkiem za płotem. Nie wiadomo już, co jest prawdą a co wytworem umysłu Anny.
Autorka starała się utrzymać moją uwagę i świetnie jej się to udało. Sekrety wyskakują nie tylko z każdego kąta Lisiej chaty, ale także z każdego zakamarka umysłu bohaterek. Wykreowana przez kobiety rzeczywistość zbudowana jest na kłamstwach, wypieraniu prawdy, a każda z nich robi to z innego powodu. Niepamięć zdarzeń z przeszłości jednej z nich, z jednej strony urozmaicało fabułę, bo dzięki temu wciąż pozostawała niewiadoma do rozwiązania, a z drugiej bardzo to oddziaływało na moje emocje i wciąż zmieniało mój punt widzenia. Cały czas zastanawiałam się, która z kobiet jest bardziej skrzywdzona i ma coś więcej do ukrycia i co tak naprawdę wypierają ze swojej pamięci. ?Mroczne miejsca? to nie tylko słynna Lisia chata, która znajduje się z dala od ludzi w opłakanym stanie i nie cieszy się dobrą sławą. To także mroczne zakamarki umysłów bohaterów thrillera, w którym zachwycają zarówno portrety psychologiczne głównych bohaterek, jak i postaci pobocznych.
Akcja ?Mrocznych miejsc? toczy się dość powoli, ale w tym przypadku było to ogromną zaletą, budowało napięcie oraz odpowiedni klimat mroku i niepokoju. Wraz z kolejno odkrywanymi elementami, akcja powieści nabiera tempa. Mniej więcej w połowie zaczęłam mieć swoje podejrzenia, co tak naprawdę może łączyć te dwie zupełnie obce kobiety i wtedy jeszcze szybciej chciałam dotrzeć do finału tej historii.
Gdy wszystko staje się jasne i do głosu dochodzi kobieca lojalność, emocje sięgają zenitu. Anna w końcu zaczyna myśleć logicznie i wiązać fragmenty zagadki w całość, lecz to nie będzie wcale koniec tej historii, chociaż mogłoby się wydawać, że tajemnica została wyjaśniona. Greta Drawska zaprezentowała mistrzostwo świata w prowadzeniu intrygi, bo gdy wszystko wydaje się już jasne, następuje zwrot akcji, a potem jeszcze jeden i dopiero przychodzi czas na wielki, zaskakujący finał. Zazwyczaj nie tak łatwo wyprowadzić mnie w pole, a autorce to się udało. Biję brawo i chylę czoło. Przemyślany, doskonale napisany thriller, w którym autorka nic nie zostawiła przypadkowi.
Greta Drawska oprócz stworzenia fascynującej zagadki, poruszyła w swojej książce istotne problemy. Traumy z przeszłości i ich konsekwencje, mroczne tajemnice, rodzinne problemy. To także opowieść o potworach w domowych pieleszach, którym poczucie władzy i bezkarność pozwala krzywdzić najbliższych. Może dostrzegłam w fabule jakiś mały mankament lub dwa, ale całość tak mi się podobała, że w ogólnej ocenie zupełnie już nie miało to znaczenia, bo thriller w mojej ocenie wypadł bardzo dobrze i warto go przeczytać.
Opinia bierze udział w konkursie