Chyba każdy z nas ma takich twórców, co do których zastanawia się, jakim cudem zdobyli tę robotę. W ostatnich latach mam kilku takich ?faworytów?, w Marvelu to chociażby Aaron, Slott czy Spencer, którzy jak jeden mąż pokazują niemal każdym swoim kolejnym projektem, że nie mają własnych pomysłów, a i nie czują tego, o czym piszą. A w DC? W DC mam Tyniona, gościa od tak nijakich postaci, że nie potrafię się nimi zainteresować, mam Johnsona, którego ?Superman? to jeden z największych zawodów i paru innych, jak choćby Williamsona, który rozczarowywał mnie ?Flashem? (krótko, bo po paru zeszytach rzuciłem czytanie tej serii) i eventami powierzonymi mu? no właśnie nie wiem dlaczego, bo wtórne, nic nie wnoszące i nie potrafiące zaciekawić. No a twórcy wielkich wydarzeń to powinni być ludzie co naprawdę coś potrafią i mają do powiedzenia. Więc szkoda, że za ten ?Kryzys? to właśnie on odpowiada (wspomniany Tom King na okładce to tylko pobocznie coś tam zrobił i to wypada najlepiej z tego tomu), bo chociaż tragedii nie ma, całość czyta się dość przeciętnie, a fabularnie wraca do tego, co już było po raz kolejny, ale gorzej niż wracano do tej pory i tak naprawdę nie czuć tu ani tej wielkości wydarzeń, tego rozmachu, ani że cokolwiek to wszystko zmieni. Międzywymiarowa Liga Sprawiedliwości podczas poszukiwań Barry?ego Allena w nieskończonych światach odkryła, że siły Wielkiej Ciemności, prowadzone przez przerażającego Pariasa, przygotowują się do inwazji na multiwersum i unicestwienia Ziemi-0. Członkowie Międzywymiarowej Ligi wzywają Ligę Sprawiedliwości, by powstrzymać intruzów. Nie wiedzą, że nadchodzące starcie nie skończy się wygraną ziemskich herosów. Czy multiwersum zdoła się obronić bez swoich największych bohaterów? Może i Williamson ustawił status quo współczesnego uniwersum DC ? i nadal tu to robi ? ale? No właśnie. Pamiętacie pierwszy ?Kryzys na nieskończonych Ziemiach?? Nie za dobrą, ale ważną opowieść, gdzie zebrano wątki i postacie z pięćdziesięciu lat istnienia wydawnictwa (niby wszystkie, ale np. Lobo zabrakło, ale nie czepiajmy się), żeby posprzątać kontinuum, wymazać to, co zbędne i ujednolicić wszystko. dać nowy start i nowe życie. I to się super udało, czego dowodem są uwielbiane do dziś restarty serii, wielkie historie i wielkie zmiany, które pozwoliły komiksowi wejść na bardziej dojrzałą ścieżkę. a potem przez długie lata żadnego takiego eventu, żadnego zmieniania wszystkiego. Aż do czasu, bo DC postanowiło zrobić, jak Marvel, i z eventów uczyniło parę lat temu siłę napędową uniwersum. Żeby sprzedać więcej, żeby wcisnąć czytelnikom tylko jednych serii kolejne, łączące się poprzez wydarzenie. I było ok dopóki trzymało to poziom, jak ?Ostatni kryzys? Morrisona (który miał być ostatni i na długie lata był), jak ?Flashpoint? Johnsa czy ?Zegar zagłady?, który już nie wiadomo czy jest kanoniczny, czy nie. niestety ten poziom to już przeszłość. No i tak to się toczy też w ?Mrocznym kryzysie?, który bardziej tak po prostu jest, jak każdy inny komiks, niż jest czymś. Szybka, lekka, bezmyślna rozrywka, w której dzieje się dużo i niby na sporą skalę, z masą bohaterów, ale jakoś brakuje w tym emocji. Zagrożenie gigantyczne, a ja jakoś go nie czuję. Nie wczuwam się w postacie, bo za dużo ich i za mało tu miejsca na dobre rozrysowanie wszystkiego, więc te dramaty, które dotykają bohaterów nie dotykają serca czytelnika. Ot jak kinowy hit, gdzie dzieje się dużo, ale w zasadzie wszystko to już znamy. Nieźle jest to narysowane, są momenty, które naprawdę dobrze wypadają, ale ogół to po prostu rzecz stricte dla fanów, którzy czytają wszystkie eventy i historie w ten czy inny sposób ważne dla uniwersum. Reszta może odpuścić, bo miał być kryzys mroczny i ponury, a jest co najwyżej ciemny, choć też nie aż tak, jakby mógł.
Opinia bierze udział w konkursie