"Niedźwiadka spojrzała na Pustułkę i powiedziała z powagą:
- Jesteś ptakiem, Pustułką, która kocha latać.
- Zgadza się. To ja - przyznał ptak i popatrzył na rozpościerające się nad ścieżką niebo.
- I czy tak właśnie nie powinno być? - zapytała niedźwiadka i uniosła ostrożnie brwi. (...)
Pustułka zaczęła się śmiać (...). Wstała i rozpostarła skrzydła.
A później wzbiła się w powietrze wyżej niż kiedykolwiek wcześniej".
Literatura skandynawskiej, która tak bardzo mnie ostatnio czytelniczo zafascynowała, teraz w gatunku książek dla...
No właśnie, do kogo skierowana jest ta książka?
W opisie czytam, że to książeczka dla przedszkolaków, to dlaczego ja tak bardzo się nią zachwyciłam?
Mam przeczucie, że ten klimat jest niepowtarzalny i niepodrabialny.
A z drugiej strony, taki typowy dla tego kręgu kulturowego: minimalistyczny w treści, ale głęboki w wymowie; refleksyjny, nastrojowy, dający pole do wyciszenia i poczucie zwolnienia, rodzi nastrój melancholii ? taka dla mnie jest proza tworzona w krajach nordyckich.
DLA DZIECKA, CZYLI? DLA KAŻDEGO
Ta książka to zbiór króciutkich opowiadań, takich właśnie idealnych do czytania kilkulatkowi przed snem.
Do tego ma dość minimalistyczne ilustracje, co razem z treścią powoduje dużą spójność - grafika nas zbytnio nie rozprasza a treść wręcz zaprasza do? odbycia podróży w głąb ? siebie, swoich ograniczeń, przekonań na różne kwestie.
To, co mnie zafascynowało w tej książce to jej wielowarstwowość, choć nie ukrywam, mam takie oczekiwanie co do każdej w zasadzie książki dla dzieci.
Aby na płaszczyźnie odbioru sytuacji przez małego czytelnika była dostosowana do dziecka, natomiast na płaszczyźnie języka i tego również co "między słowami", do dorosłego.
Mamy wtedy idealne połączenie na poziomie treści, a przy tym nie ?zajeżdżamy? rodziców czytających swoim dzieciom słabymi historyjkami.
Ta książeczka jest wyjątkowa pod innym też względem. Zostawia tu bardzo duże pole do popisu wyobraźni, bo historia kończy się nagle i zostawia nas w dużym niedopowiedzeniu.
Czasem zadziwieniu i lekkim szoku. No bo jak to tak? Ale że jak to możliwe, że już teraz się ta opowieść zakończyła?
Albo po prostu w miejscu, gdzie nasza wyobraźnia może sama wiele nam dopowiedzieć lub może nasze dziecko powie nam samo, co tam się na kartach tej książki wydarzyło.
Moje ulubione (najulubieńsze) opowiadanie w tej książce to "Łoś".
Jak to się stało, że Łoś najpierw nie chciał przejść przez pole a potem sam się nam na nim ukazywał?
Co się stało w lesie naprzeciwko, że tak zmieniło się jego podejście?
Jakie fascynujące zmiany w nim zaszły, że przełamał swoje początkowe bariery, by potem ukazać nam się w całej swojej wspaniałości?
Mi dech zapiera za każdym razem, kiedy ją czytam i myślę sobie, ile w nas, ludziach, tkwi potencjału, którego na pierwszy rzut oka albo nie widzimy albo nie potrafimy go wykorzystać.
Bo dla mnie między innymi jest ta powiastka - o tym, ile w nas i czego jest, zanim ktoś nam pokaże, że chyba niepotrzebnie stoimy w miejscu.
Z kolei w rozdziale o "Pisiec i Lis" rozmyślamy nad tym, co takiego mógł powiedzieć lis, że Piesiec za nic nie mógł sobie wyobrazić, aby usłyszeć z jego pyska jakieś słowa? Czego tak bardzo się bał i jakich słów się spodziewał?
A w tym o Piżmaku - jak długo obserwatorzy jeszcze będą śledzić znikający na wodzie ślad za nieobecnym już stworzeniem? Jak bardzo zapadło im w pamięć i schemat dnia, to że on codziennie o tej samej porze i w tym samym miejscu po prostu był?
Bo o czym my tak naprawdę czytamy, mają w rękach tę książkę?
Czasem trzeba nam dobrego, wzmacniającego słowa, trochę motywacji. Czasem takiego kopa, aby uświadomić sobie, gdzie jesteśmy. Niekiedy stanięcia obok kogoś, lub za nim, i uświadomienia mu, że przecież nie ma co się zanadto nad czymś rozwodzić, skoro natura (i my) jest, jaka jest.
Jakie prawdy przyjmujemy za pewniak tylko dlatego, że większość tak mówi i myśli? Nie weryfikujemy ani nie podważamy tego, co widzimy, bo uważamy, ze tak już jest, po prostu.
Te to nic innego jak nasze ludzkie dylematy i niekiedy schematy działania - uwięzieni w ramach nie podążamy ku innym wyjściom, bo nawet ich nie szukamy.
CO O NIEJ SĄDZĘ?
Same superlatywy - nie widzę w niej słabych punktów.
Jestem absolutnie zachwycona tą książką, mimo że początkowo nie zrozumiałam zamysłu autora. Tak, przyznaje się zupełnie szczerze. Pomyślałam, że historyjka o Łosiu jest nielogiczna i niespójna. Ale potem nagle, bum! dotarło do mnie jak bardzo to fascynujące opowiadania, ile tam się kryje za tymi wszystkimi nieopisanymi zdarzeniami. Ile niewypowiedzianych słów kryje się w tych epizodach.
Jak bardzo chwyta za serce opowieść o Piżmaku, który pewnego dnia się nie pojawia...
To szalenie wartościowa pozycja, która daje bardzo duże pole do interpretacji, do czytania tej książki samemu (tak, sama za nią czasem łapię!), ale też do czytania i rozmów z dziećmi, które już można wciągnąć do takiej rozmowy i zadać pytanie: "Co tam się wydarzyło, po tej drugiej stronie karczowiska?".
Te króciutkie historie są bardzo klimatyczne i oszczędne w opisie, można by wręcz uznać, surowe. Ale jednocześnie tworzą nastrój wyciszenia i takiego wglądu w opisywaną rzeczywistość, naturę rzeczy.
Przedstawione opowiadania, bardzo proste w przekazie treści, są bardzo filozoficzne. Dlatego uważam, że kiedy dziecko przy nich zasypia, w nas dorosłych może wywołać efekt wręcz przeciwny - obudzić wiele obszarów do rozmyślań i autorefleksji.
Bardzo, bardzo ją polecam.
Nie dawajmy sobie podcinać skrzydeł, ale wypatrujmy takich niedźwiadków, którzy powiedzą nam czasem: "I czy tak właśnie nie powinno być?".
Dziś nie pomyślę, że książki z obrazkami są tylko dla małych dzieci, dziś poszukam tam wskazówek dla siebie...
Opinia bierze udział w konkursie