Isobel od śmierci męża nie może się podnieść; chociaż ma dwoje dzieci, to ukochane skrzypce kurczowo zaciska w dłoniach. Do tego dochodzą jeszcze problemy finansowe- okazuje się bowiem, że Laurent nie pozostawił po sobie wiele. Za mało, by utrzymać dom, w którym jego obecność wciąż jest wyczuwalna w każdym przedmiocie. Nieoczekiwanie, wśród kopert z zaległymi rachunkami, odnajdują tę jedną, która może zmienić ich teraźniejszość na lepsze- informację o spadku od dalekiego krewnego. To dom na wsi, gdzie Isobel nie była już lata; przeprowadzka z miasta do miejscowości z dzieciństwa pomoże im jednak stanąć na nogi. A przynajmniej powinna.
I choć dom to rozpadająca się prawie- rudera, a nieprzystosowana do zwykłej codzienności Isobel czuje jedynie przerażenie na myśl o remontach i ogarnięciu wszystkich spraw, którymi dotychczas zajmował się zmarły mąż, to kobieta wie, że musi dać z siebie wszystko. Dla dzieci. Dla siebie.
Jest jednak ktoś, komu nie w smak fakt, iż to właśnie miastowa dostała w spadku dom. Ktoś, kto uważa, iż przez te wszystkie lata sam na niego zapracował. Jego prawdziwa twarz kryje się jednak za maską fałszywego uśmiechu...
Twórczość pani Jojo Moyes jest nam znana nie od dziś. Porusza naszymi emocjami, sprawiając, że zaczynamy zastanawiać się nad sobą i swoim otoczeniem. Gdy ujrzałam nowość od autorki, nie mogłam się jej oprzeć- i to, jak zawsze w jej przypadku, był strzał w dziesiątkę.
Isobel mogłabym bez wahania określić jako oderwaną od rzeczywistości. Skupiona na swoich skrzypcach, resztę pozostawiła mężowi- ogarnianie spraw domowych, zarabianie na utrzymanie, opiekę nad dziećmi. Przy nim mogła być sobą- taką, w jakiej się zakochał. Chociaż i on czasami miał dość i chciałby mieć przy sobie żonę, choć przez chwilę nie myślącą wyłącznie o grze. Ale to wszystko skończyło się wraz z jego tragiczną śmiercią w wypadku. Teraz to Isobel musi stanąć na wysokości zadania i zapewnić dzieciom byt. A nie jest to łatwe...
Każdy z nas ma jakieś hobby- tę swoistą miłość, której chciałby poświęcić całe dnie. Dla Isobel były to właśnie skrzypce, jednak ona dla nich wręcz poświęciła rodzinę. Dzieci, wychowane przez nianię, nie tęskniły zbyt za tą eteryczną kobietą, której często nie było: wyjazdy, próby i imprezy okolicznościowe zabierały Isobel całą radość z bycia obecną w ich życiu. Dotychczas, dopóki dzieci miały odpowiednią opiekę, nie stanowiło to dla niej problemu. Może czasami, gdy synek zrobił sobie krzywdę i biegł poskarżyć się niani, a nie jej, czuła lekkie ukłucie w sercu. Albo gdy starsza córka -już nastolatka- również kierowała swe kroki ku (bądź co bądź) obcej kobiecie, a nie rodzonej matce. Wszystkie nieprzyjemne uczucia odpływały jednak w niebyt w momencie, w którym brała do ręki smyczek. Nad tym panowała; nad skrzypcami, które zdawały się być jej jedynym, prawdziwym kochankiem.
To trochę smutne- mieć rodzinę, ale jakby jej nie mieć. Być niemalże weekendowym rodzicem i nie zdawać sobie sprawy z tego, co nas omija. Dlatego tym bardziej byłam ciekawa, jak nasza główna bohaterka poradzi sobie w nowej rzeczywistości, w której -jak każdy z nas- musi codziennie walczyć o dobro swoje i bliskich.
Intrygującym było obserwowanie, jak z "estradowej pani" Isobel przemienia się w tą, która zmuszona jest grzebać wypielęgnowanymi dotąd dłońmi, by nakarmić dzieciaki. Podskórnie byłam pewna, że da sobie radę, jednak z przyjemnością obserwowałam proces zachodzących w niej zmian. To dało mi dowód, iż każdy z nas przy odpowiedniej motywacji poradzi sobie z praktycznie każdą przeciwnością losu. Oczywiście na jej drodze nie zabrakło dobrych ludzi, służących jej radą i pomocą. Niestety, byli i ci drudzy- tacy, którzy chcieli jak najszybciej wykurzyć ją z domostwa, karmiąc się jej strachem i niepewnością.
Nie mam nic do zarzucenia Muzyce nocy. Ba, tak mnie wciągnęła ta lektura, że przeczytałam ją w kilka godzin- nie mogłam się oderwać! Szczególnie interesował mnie pewien mężczyzna, Matt i to, jak poradzi sobie z nim nasza bohaterka. Można by rzec, że to książka nie tylko o sile miłości rodzicielskiej, ale i o tej wręcz psychopatycznej, szalonej. Choć nie wiem, czy w tym przypadku określenie "miłość" jest w ogóle adekwatne. Więcej nie zdradzę, byście i Wy mieli radość z czytania.
Opinia bierze udział w konkursie