Nie będę się zaklinać, że nie czytuję romansów, bo
a) byłoby to wierutne kłamstwo,
b) czytam je zdecydowanie częściej niż "często".
Zwykle są oklepane, dość mocno przewidywalne i ulatują z pamięci szybciej niż zapach wakacji w pierwszy wrześniowy poranek. Mimo to po nie sięgam, co więcej - naprawdę je lubię.
Ale...
Nigdy w życiu nie czytałam TAKIEGO romansu.
Ten rok zdecydowanie nie należał do ulubieńców Zoe.
Najpierw straciła ojca, a później dwójka mieszkających nieopodal staruszków, będących dla niej jak rodzina, zniknęła. Tak po prostu.
I kiedy niemal doszła już do ładu ze swoimi emocjami; kiedy prawie ukoiła oszalałego z rozpaczy braciszka, ten - w pogoni za psami - gubi się podczas burzy śnieżniej. Zoe w akcie heroicznej odwagi rusza mu na ratunek, nie spodziewając się nawet, że z bohaterki stanie się ofiarą.
Tyle że wtedy pojawia się on.
I
K
S
Myślałam, że to lekka młodzieżówka. Że będzie w niej trochę wątków przygodowych, że być może pojawi się jakieś infantylne uczucie, że szybciutko ją przeczytam i jeszcze szybciej o niej zapomnę.
Nie spodziewałam się za to wątków fantastycznych. Nie spodziewałam się, że znajdę tu tak delikatny, uroczy i kojący serce romans, że dostanę przepiękny opis miłości między rodzeństwem i opowieść o dwóch współistniejących, ale nie współpracujących ze sobą światach. A już na pewno nie spodziewałam się, że "Na krawędzi wszystkiego" aż tak mnie oczaruje.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Jeffa Gilesa i niemożliwym jest, by było bardziej udane. Urzekł mnie jego styl pisania, sposób, w jaki buduje klimat swojej powieści i - o bogowie - bohaterów. KOCHAM jego bohaterów. Są zabawni, są nieracjonalni, są inteligentni, są - przede wszystkim - prawdziwi. Ogromnym plusem jest według mnie skupienie się na innych relacjach niż tylko ta damsko-męska. Cudownie było obserwować jak silne uczucie łączy Zoe i Jonaha, śledzić jak rodzeństwo radzi sobie ze stratą ojca i jak wiele są w stanie dla siebie zrobić. Giles w fenomenalny sposób przedstawił żałobę i pokazał, w jaki sposób wpływa ona na każdego z członków rodziny. Niektóre sceny (jak np. Jonah i jego "Pan Tata") łamały serce, inne wywoływały śmiech,a jeszcze inne wzbudzały trwogę. Oczywiście nie zabrakło też tych, które kończą się głośnym westchnieniem i skrajnym rozmarzeniem ;) Iks to gwarantowany kolejny książkowy mąż lwiej części z Was, drogie dziewczęta ;) Szczery, odpowiedzialny, będący oparciem w każdej sytuacji, diabelnie przystojny i do tego obarczony przeszłością, która nie daje o sobie zapomnieć. Nie jest też do końca zwykłym chłopakiem, ale o tym cicho sza, nie będę psuć Wam frajdy z odkrywania jego historii ;)
Wątek fantastyczny i wszystko, co wiązało się z Niziną było dla mnie wielkim zaskoczeniem - i to naprawdę, naprawdę pozytywnym. Ujęły mnie niezwykle plastyczne sceny i opisy - i to na tyle, że nie trzeba mieć wyobraźni Ani Shirley, by czuć się ich świadkiem i przeżywać je wspólnie z bohaterami.
Powiem jedno - zdecydowanie chcę więcej! ;)
"Na krawędzi wszystkiego" to nie książka przeznaczona wyłącznie dla młodzieży. To nie książka z nierealnym niczym jednorożce romansem i przyprawiającą o mdłości słodyczą.
To kawał dobrej literatury ze świetnie nakreślonym tłem. Ze śniegiem i przenikającym do szpiku kości zimnem, ze stratą i nadzieją, miłością i nienawiścią. To historia o tym, co dobre i złe, o świecie i o prawach, które nim rządzą.
Giles bezceremonialnie pokazuje jak brutalny bywa świat i ludzie, i że każda wina - i każda plugawa zbrodnia - zasługuje na karę. Nawet jeśli wykonać ma ją inny zbrodniarz.
Opinia bierze udział w konkursie