Jakiś czas temu Gwiezdne Wojny zawitał na polskim rynku do świata mangi. Wydawnictwo Egmont rozpoczęło wydawanie historii Disneya od tytułu Star Wars. Leia. Trzy wyzwania księżniczki. Dostaliśmy znajome twarze, miejsca i czas z domieszką nowości. W końcu przyszedł jednak czas by zgłębić zupełnie dotąd nie eksplorowany okres w uniwersum. W ten oto sposób otrzymaliśmy pierwszy tom komiksu Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi.
Na wstępie podkreślę, że choć jest to komiks w 100% w stylu mangowym, to nie czyta się go tak jak japońskie komiksy, lecz normalnie, od lewej do prawej. Dodam również, że czasy Wielkiej Republiki, w których toczy się akcja mangi sięgają ponad 200 lat przed bitwą pod Yavin z Nowej Nadziei. Dokładna data nie zostaje tutaj podana, ale czytelnicy, którzy są na bieżąco z cyklem Wielka Republika (nie tylko mangi i komiksy, ale także książki) mogą w miarę precyzyjnie umiejscowić czas wydarzeń z tego tomiku.
Dla mnie jest to pierwsze zetknięcie z projektem Wielkiej Republiki, który stanowi nową część kanonu Star Wars. Po bliższym zapoznaniu się z całym cyklem i ogólnym poznaniu różnych jego historii nadmienię, że pojawiają się tu postaci, z którymi czytelnik mógł już mieć styczność w innych opowieściach jak, np. Stellan Gios czy Nihilowie. Co więcej, krótkie wprowadzenie do szerszej fabuły otrzymujemy już na pierwszej stronie, w formie napisów kojarzących się z filmami z gwiezdnej sagi.
Przejdźmy jednak już do samego pierwszego tomu mangi Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi. Jego główną bohaterką jest młoda rycerz Jedi Lily Tora-Asi. Otrzymuje ona istotne zadanie jakim jest wsparcie ludności w przenosinach do nowego domu. Tym ma być planeta Banchii, znajdująca się na Zewnętrznych Rubieżach. Wspiera ją jej mentor, mistrz Arkoff oraz padawan Keerin Fionn. Jedi są obrońcami galaktyki poważanymi w niemal każdym zakątku galaktyki i powinna to być dla nich kolejna z wielu zwyczajnych misji. W mroku czai się jednak zagrożenie, które miało nie dotknąć tej dziewiczej planety.
Pierwsze strony komiksu skupiają się na aklimatyzacji w nowym miejscu. Dodatkowo są one przesiąknięte rozważaniami głównej bohaterki na temat działań zakonu Jedi oraz sposobów niesienia przez jego członków pomocy potrzebującym. Momentami można wręcz odnieść wrażenie, że dziewczyna zbyt dużo rozmyśla, a to ma wpływ na jej osąd różnych sytuacji. Jest ambitna, dość poważna, a przede wszystkim przejmuje się losem innych.
W pewnej chwili dostajemy jednak sygnały, że ta początkowa sielanka oraz idealne wprowadzenie mieszkańców do ich nowego domu może zostać nagle przerwana. Niepokojące wizje Lily, znikające przedmioty, czy nawet zniszczone rośliny sugerują, że na Banchii coś jest nie tak. Jednakże, ja byłem tak pochłonięty lekturą, że początkowo na te sygnały nie zwracałem uwagi. Byłem ciekaw kiedy coś się wydarzy, gdyż pierwsza część tego tomu Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi toczy się w powolnym i spokojnym tempie.
W końcu pojawiają się naprawdę dziwaczne i zaskakująco potężne potwory! Znienacka zaczynają siać spustoszenie i sprawiają spore problemy naszym Jedi. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, ani tak bardzo mangowo wyglądających stworów (jakby zupełnie nie ze świata Gwiezdnych Wojen), ani tym bardziej ich wytrzymałości, siły i szybkości. To była dla mnie naprawdę pozytywna niespodzianka, choć podkreślę jeszcze raz, że w pierwszej chwili te Drengiry (tak się nazywają) wydały mi się bardzo dziwne.
Choreografia walki z tymi istotami również wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Jest nieprzewidywalna, a to angażuje czytelnika. Spodobał mi się także sposób wykorzystania mocy przez Lily oraz fakt, że każdy Jedi, czy to mistrz, rycerzy, padawan, czy młodzik na miarę własnych możliwości walczy z bestią i skutkami jej destrukcji. Ładnie wpisuje się to w działania samego zakonu oraz w pewnym sensie pokazuje ewolucję wojowników mocy.
Największym mankamentem pierwszego tomu Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi jest niestety Lily Tora-Asi. Gdybym miał wykorzystać sztuczną inteligencję do wygenerowania losowej bohaterki mangi osadzonej w uniwersum Star Wars, to prawdopodobnie wyglądałaby właśnie tak jak wspomniana rycerz Jedi. Z wyglądu nie wyróżnia się absolutnie niczym i jest przeciętna aż do bólu, a przecież to jej losy mamy śledzić w kolejnych rozdziałach!
Co więcej, tych jej rozważań, rozmyślań i rozterek jest chyba trochę za dużo. Zabrakło mi w niej nieco więcej humoru, może nawet odrobiny sarkazmu. Na szczęście te minusy nie wpływają na ogólny klimat mangi, który jest przyzwoity. Co prawda historia nieco się dłuży i rozkręca się powoli, ale biorę poprawkę na fakt, że jest to swego rodzaju wprowadzenie. To dopiero początek przygody Lily i najwyraźniej twórcy (scenariusz ? Shima Shinya i Justina Ireland; rysunki ? Mizuki Sakakibara) nie zamierzają spieszyć się z jej rozwojem i ja to szanuję.
Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi stanowi niezły początek kolejnej historii ze świata Gwiezdnych Wojen osadzonej w okresie Wielkiej Republiki. Pierwszy na kartach mangi, co w sumie można potraktować jako wyzwanie dla jej autorów. Z tym poradzili sobie nieźle. Fabuła została poprowadzona w przejrzysty i czytelny sposób. Wcale nie czujemy się zagubieni, przyglądając się nowym postaciom, planetom i przeciwnikom.
Wizualnie widać rękę doświadczonego artysty, którzy przywiązuje dużą uwagę do szczegółów i świetnie prowadzi dynamiczne walki z użyciem mocy oraz mieczy świetlnych. Za sprawą ilustracji poczułem ten specyficzny patos, który od zawsze kojarzy mi się z rycerzami Jedi, a to duży plus. Na koniec mamy jeszcze krótką, poboczną choć istotną historię, w której twórcy wykazali się większą ilością poczucia humoru i ciepła niż w głównym wątku.
Podsumowując, akcja powoli nabiera tempa, a główna bohaterka do poprawy. Jednakże, tajemnicze istoty, pewien rodzaj przenikającego karty komiksu niepokoju oraz zupełnie nowy rozdział gwiezdno-wojennych historii do odkrycia przeważają nad niedostatkami pierwszego tomu Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi. Jest miejsce na poprawę i potencjał na wspaniałą przygodę, dlatego warto śledzić dalsze losy Lily, co też zamierzam uczynić.
Opinia bierze udział w konkursie