"Zanim przeczytasz, upewnij się, że nie dostałeś jeszcze swojego nagrania".
Toruński komisarz Maciej Gorczyński zmaga się ze skomplikowanym śledztwem. W mieście zaginęło kilku mężczyzn, ale nie pojawiły się żądania okupu. Komisarz ma tylko przeczucia, że zaginieni już nie żyją, a za ich śmiercią stoi seryjny morderca. Wkrótce rodziny ofiar otrzymują tajemnicze nagrania i kartki z życzeniami świątecznymi od mordercy... Czas ucieka, a śledztwo stoi w miejscu. Gorczyński decyduje się poprosić o pomoc jasnowidzkę Sylwię.
"Nagranie" to pierwszy kryminał w dorobku Małgorzaty Falkowskiej, znanej bardziej z powieści obyczajowych. Opis zapowiadał sporą dawkę emocji, a akcja promocyjna z kryminalnym boxem jeszcze tę ciekawość podsyciła. Teczka z aktami, płyta z nagraniem, kartka z życzeniami... I wobec tych wszystkich starań, czuję się zawiedziona.
I zmieszana, zdecydowanie niewstrząśnięta.
A oto trzy główne powody mojego zmieszania.
Kryminał? A może...?
Pomimo że "Nagranie" było zapowiadane jako kryminał, to wątek kryminalny jest nader często spychany na drugi plan. Za dużo miejsca poświęcono życiu prywatnemu, ba - miłosnemu bohaterów. Śledztwo toczy się wolno, co jest o tyle zadziwiające, że presja mediów i społeczeństwa, by znaleźć mordercę, jest duża. Brakuje dynamiki i odniosłam wrażenie, że jedyne co zmusza policjantów do działania, to telefon o kolejnym zaginięciu lub otrzymanie kolejnej przesyłki.
Także - może romans z wątkiem kryminalnym?
Bezsilna policja?
Komisarz Gorczyński nie lubi współpracować z innymi policjantami lub po prostu im nie ufa. Zleca im drobne zadania, a te większego kalibru bierze na swoje barki, co w pewien sposób tłumaczy, dlaczego umykają mu pewne oczywiste sprawy. Podczas śledztwa zaufał tylko jednej osobie - jasnowidzce Sylwii.
I chyba na śmierć zapomniał, że istnieje coś takiego jak tajemnica śledztwa. Dość swobodnie dzieli się informacjami o śledztwie, pokazuje dowody rzeczowe Sylwii (zanim oficjalnie została włączona do śledztwa!), ale także i swojej rodzinie! Żonie i dzieciom - syn jest studentem, a młodsza córka jest w gimnazjum (!!!). Ba, nawet dziewczyna syna uczestniczy w tym konsultacjach. SERIO?!
A smutna prawda jest taka, że gdyby nie pomoc Sylwii i rodziny komisarza, to śledztwo nie ruszyłoby z miejsca. Tylko że informacje, które uzyskują, mógłby znaleźć chyba każdy. Google, research na forach medycznych, facebookowe przeszpiegi - to metody obce komisarzowi, a nawet kosmiczne...
Zastanawia mnie też nadmierny entuzjazm wyjazdowy policji. Pół biedy, jeśli jest to tylko wyjazd do Bydgoszczy. Ale już Piaseczno, czy Katowice to zdecydowanie dłuższa wyprawa, bez żadnej gwarancji, że zastaną rozmówcę na miejscu. Nie biorą pod uwagę możliwości, że kogoś może nie być, ktoś może pracować lub przebywać na urlopie... A czas ucieka.
I w Toruniu policyjna oznaka jest kluczem do wielu drzwi. Nawet nakazu nie potrzeba, by uzyskać poufne dane medyczne, łącznie z nazwiskami i adresami.
Życie zawodowe i prywatne
Niby każdy wie, że romans w pracy to samo zło, na którym prędzej czy później ktoś/coś ucierpi. Komisarz Gorczyński jako mężczyzna sam nie wie, czego chce - nie zostawi rodziny, ale nie potrafi zakończyć romansu z... Sylwią. Prawie każde spotkanie z jasnowidzką zaczyna się od spraw służbowych, a kończy na zaspokajaniu swoich żądz, czyli w łóżku.
Co do samych postaci - zabrakło mi stopniowego odkrywania ich tajemnic. Wszystko od razu opowiedziane, bez żadnych niedopowiedzeń... Nic mnie nie zaskoczyło.
Po "Nagraniu" widać, że to pierwsze podejście do kryminału. I tutaj wychodzą pewne niedociągnięcia, przede wszystkim związane z brakami w znajomości realiów pracy policji. Dorzucę do tego jeszcze zbyt wielki nacisk na wątek miłosny, który przesłania to, co powinno być najważniejsze w kryminale - czyli tropienie mordercy i motywów jego działania.
Opinia bierze udział w konkursie