Co by nie powiedzieć, „Narrenturm” to kawałek dobrej literatury rozrywkowej. Nie jest co prawda żadnym arcydziełem, a i do Umberto Eco (choć ten pisze coraz gorzej) jeszcze Sapkowskiemu daleko. Ale da się przy tej książce zapomnieć na parę godzin o rzeczywistości i pędzić donikąd na rumaku wyobraźni. Na tle masowo wydawanego chłamu – to pozycja znacząca, choć bardziej ze względu na formę, niż na treść. Znajduję w niej wiele pozytywów, lecz ponieważ większość czytelników wychwalała zalety Sapkowego pióra, w tym miejscu przejdę do krytyki książki. Chcę zwrócić uwagę na pewne nadużycie zaufania czytelnika ze strony Sapkowskiego. Dla przykładu, gdyby przedstawione tło historyczne było tak jednoznacznie prawdziwe, Śląsk wyludniłby się w ciągu kilkunastu lat na skutek rozboju, wojen, stosów, epidemii i podobnych katastrof. Co prawda po wojnach husyckich nie można stanu tej krainy nazwać kwitnącym, lecz przy niezniszczonej wojnami i bardzo (wg ówczesnych standardów) tolerancyjnej Małopolsce, Śląsk był krainą dobrobytu. Dalej – antykościelna fobia Sapkowskiego przysporzy mu, być może, czytelników, lecz opisywanie Inkwizycji jako bandy dewiantów, którzy marzą dniem i nocą o wesoło trzaskających stosach, jest po prostu kłamstwem. Paleniem czarownic trudniły się głównie sądy miejskie, rzadziej biskupie czy książęce, a sporadycznie i to nie w błahych przypadkach papieska Inkwizycja. Ta ostatnia zajmowała się głównie najważniejszymi kacerzami, a nie byle babą – zielarką czy owczarzem. Przez wieki sprawa obrosła w czarną legendę, którą kontynuuje „Narrenturm”. Dalej, obsesja seksualna. Ja rozumiem, że ludzie lubią seks. To, iż należy o tym ciągle przypominać, nie jest dla mnie już tak oczywiste. Ale wilkołak, który napada na ludzi, nie żeby ich pożreć, ale –przepraszam- wydu...ć, to już przesada. Do tego, że bohaterowie Sapkowskiego ruszają częściej ptaszkiem, niż głową, zdążyłem się już przyzwyczaić. Ale w tej książce ów organ jest kręgosłupem, czy może raczej osią całej fabuły. Na koniec chcę zwrócić uwagę na stosunek pisarza do świata, a do ludzi w szczególności. Już we wcześniejszych książkach Sapkowskiego przebija negatywna wizja społeczeństwa jako bandy półgłówków, powodowanych niskimi pobudkami, głupotą i nienawiścią. Pozytywnymi bohaterami kilku opowiadań są zwierzęta, a w najważniejszym cyklu autora – nie człowiek - Wiedźmin, smoki, wróżki i podobne baśniowe stwory. W opowiadaniu o ślubie Wiedźmina opisał swych przyjaciół (sam mówił, że to opowiadanie z kluczem) delikatnie mówiąc – złośliwie. Lecz nigdzie nie przelał na papier tyle negatywnej energii, co w „Narrenturmie”. Nie ma tam nikogo moralnego. Każdy nie dość, że kieruje się własnym egoizmem, to stara się jak najskuteczniej zaszkodzić bliźnim. Nawet w przypadku Zawiszy, który widząc koniec swych ideałów, postanawia odejść razem z nimi - pisarz chyłkiem przemyka nad problemem, zajmując się namiętnie siarczystymi pierdnięciami rycerza. Symptomatyczne jest, że dzieci, będące tłem niektórych scen – nieodmiennie babrzą się w odchodach. Dorośli, którym nie wypada obryzgiwać się gnojem dosłownie, robią to w przenośni. W sumie upadek i nędza moralna. Zawsze można powiedzieć, że książki fantazy i do tego noszącej tytuł „Dom wariatów” nie powinno się oceniać ze zdroworozsądkowych pozycji. Niestety stanie się tak, że Sapkowski, a nie historycy, będzie wyrocznią w sprawie dziejów Śląska. A literatura pokrywająca wartką akcją i niewybrednym językiem płytką fabułę i papierowych bohaterów, będzie miarą gustów literackich. I fantastyka przejdzie do rzeczywistości.
Opinia bierze udział w konkursie