Od zawsze fascynowała mnie wizja świata dorosłych obserwowana z perspektywy dziecka. Już od pierwszych stron powieści widać, jak prosta droga układa się przed dziewięcioletnim Cukinią i jak świat dorosłych stawia na niej zakręt za zakrętem. Najpierw los rzuca mu pod nogi patologiczną rodzinę, z którą jakoś musi sobie poradzić, później tak zwane prawo określające co się z nim stanie, kiedy tej rodziny zabraknie.
Cukinia nawiązuje nowe znajomości. Poznaje mieszkańców domu ? chłopców i dziewczęta w różnym wieku ? noszących w sercu i na ciele tak wielkie blizny, że nie trzeba być specjalistą, żeby zobaczyć je gołym okiem. Początkowa nieśmiałość szybko zostaje wyparta szczerością i prostolinijnością, jakimi kieruje się dziecko. Nawiązują się przyjaźnie i pierwsze zauroczenia.
Celem licznych żartów (jak to u dzieci bywa) są dorośli. Opiekunowie, nauczyciele i lekarze pracujący w ośrodku. Wynika z tego cała masa zabawnych sytuacji. Każdy z dorosłych ma jakąś charakteryzującą go przywarę, jakąś cechę charakteru zupełnie niezrozumiałą przez małych mieszkańców. Niektórzy stają się celem kpin, ale rodzą się również pierwsze autorytety. To ci zabawni i zupełnie pokręceni dorośli, którzy zasłużyli na szacunek, może nawet podziw. Cukinia ma przynajmniej jednego takiego dorosłego. Jest nim policjant, który zaopiekował się nim od momentu, kiedy opuścił rodzinny dom aż do chwili, w której zostawił go w domu dziecka. Pomiędzy mężczyzną a chłopcem rodzi się więź. Przyjaźń oparta na szacunku i zaufaniu.
Co mi nie pasowało i wywoływało negatywne emocje? Cukinia według autora jest dziewięciolatkiem. Za żadne skarby świata się z tym nie zgodzę. Mam w domu dziewięciolatkę i znam około dwudziestoosobową ekipę trzecioklasistów. Są to dzieci dużo bardziej świadome świata i nie mają już w sobie takiej bezgranicznej naiwności, jaką kieruje się bohater książki. A wiem, że dzieciaki z domów patologicznych, po przejściach, zachowują jeszcze większą świadomość. Są jeszcze bardziej obdarte z dzieciństwa. Może to niepotrzebne czepialstwo, ale bardzo mi nie pasowało, że autor dziewięciolatkowi przypisał cechy sześciolatka.
Powieść Parisa czyta się błyskawicznie. Wkradają się chwile monotonii, ale wręcz przepływa się przez nią łagodnym nurtem. To historia poruszająca struny wrażliwości i łagodnie wdziewająca się w serce, która wstrząsa psychiką. Uświadamia, że traumy, jakie rodzice fundują swoim dzieciom, nie są tylko nagłówkami w prasie. Poznajemy istotę problemu z zupełnie innej strony. Z perspektywy poszkodowanych. Nie znają określeń takich jak znęcanie się, molestowanie, przemoc, morderstwo, strach i samotność. Potrafią jednak mówić milionem innych słów, które trafiają bezpośrednio do serc czytelników. Powieść napisana zaskakująco prostym, niczym nieubarwionym słownictwem porusza kuriozalną rzecz. Dorośli uczą dzieci żyć, ale na większość spraw są zupełnie ślepi. Spraw, które dostrzegają tylko dzieci. Rzeczy, których być może nie do końca potrafią zinterpretować, ale z którymi doskonale wiedzą co zrobić. Taka wrażliwość ulatująca z wiekiem.
Polecam!
Opinia bierze udział w konkursie