New X-Men 2: Piekło na Ziemi zbiera rozdziały, które pierwotnie pojawiły się w zeszytach od 122 do 133 numeru. Fabuła skupia się tutaj głównie na dwóch bardzo ważnych dla sagi Morrisona wątkach. Jednym z nich jest dalsze rozwinięcie konfliktu mutantów i Cassandry Nova (siostry bliźniaczki Xaviera). Całość tej historii z każdą kolejną stroną jest coraz bardziej zaskakująca i zmierzająca do naprawdę mocnego finału. Drugim z kolei jest skupienie się autora na korporacji X i pokazaniu jej ogromnych wpływów, które będą miały znaczenie zarówno dla samych mutantów, jak i całego świata. Wątek ten jest również doskonałym wprowadzeniem do świata komiksu nowej ciekawej postaci (Fantomexa).
Początek drugiego zbiorczego tomu serii New X-Men jest kontynuacją wydarzeń ukazanych w części pierwszej. Nie powinno się więc sięgać po tytuł bez znajomości jego poprzedniej odsłony. Biorąc pod uwagę dwa wspomniane powyżej wątki, tom ten stanowi również bardzo ważny element dla całej historii napisanej przez Morrisona. Twórca w naprawdę dobrym stylu łączy tutaj bowiem zakończenie jednej historii i rozpoczęcie innej, tworząc tym samym pośredni album spajający cały scenariusz. Nie jest to oczywiście wszystko, co ma do zaoferowania czytelnikowi G.M. Stworzona przez niego opowieść łączy tutaj głębszą filozofię, odrobinę komiksowej poetyckości i całą masę widowiskowej superbohaterskiej akcji. Mieszanka ta tworzy naprawdę wyśmienitą i mocno angażującą treść, którą pochłania się z niekłamaną przyjemnością. Prawie każda strona pokazuje geniusz twórcy i utwierdza czytelnika w przekonaniu, że Morrison to jednen z topowych komiksowych autorów. Obok samej akcji należy tutaj również docenić starania autora o mocne jakościowe rozwinięcie dialogów, które dobrze oddają skomplikowane relacje zachodzące pomiędzy poszczególnymi postaciami.
Niestety w parze z genialnością scenariusza nie idą równie ekscytujące rysunki, chociaż jest to sprawa mocno subiektywna. Prace Quitelya, Van Scivera, Leona czy Igora Kordeya trudno określić mianem brzydkich, nie zawsze jednak doskonale dopasowują się one do treści. Największy problem z kontrastem na linii historia-rysunki występuje przy dziełach Kordeya, którego styl artystyczny jakoś niezbyt mocno do mnie przemawia. Dużo lepiej sprawdzają się tutaj prace Franka Quitelya, które potrafią przyciągnąć uwagę czytelnika.
Opinia bierze udział w konkursie