Okładka Nie mogę ci powiedzieć przypomniała mi o komediach kryminalnych, których kilka lat temu pojawił się nagły wysyp. A może mam takie wrażenie, bo dość sporo się ich tutaj pojawiło. Na szczęście Jakub Bączykowski przedstawia nam historię kryminalną w najczystszej postaci, a okładka to tylko delikatne oprószenie cukrem, które doda słodyczy przed nadchodzącą goryczą.
Damian wraz z partnerem Łukaszem postanawiają wybrać się do Warszawy na niezapomniany weekend. Jest to nie tylko okazja do spędzenia razem czasu, ale też szaleństw na które nie mogą sobie pozwolić na co dzień. Historia zaczyna się niewinnie, a kończy katastrofalnie, gdyż Łukasz ginie w niejasnych okolicznościach, a Damian zapada w śpiączkę. Zrozpaczony ojciec naszego bohatera nie ma zamiaru pozostawić tej sprawy samej sobie. Zresztą... nikt nie zamierza.
Książka nie przedstawia nam perspektywy jednego bohatera i chyba można się zgodzić, że kilka kątów widzenia jest dość częstym zabiegiem stosowanym przez autorów kryminałów. Na szczęście dla mnie tak jest i w tym przypadku, ponieważ za każdym razem, gdy przeskakiwaliśmy do rozdziału, gdzie bohaterami są Damian i Łukasz, miałam nadzieję, że skończy się on jak najszybciej. Problem z polubieniem postaci w moim przypadku wynika z niestabilności Damiana. W jednej chwili ufa Łukaszowi, w drugiej podejrzewa go o najgorsze rzeczy, w jednej chwili myśli o nim jak o miłości, której trzeba dać się rozwinąć, żeby po chwili nie być pewnym, czy dalsza relacja ma jakikolwiek sens. Jest to raczej coś, co dobrze się śledzi z perspektywy trzeciej osoby, ale nie chciałoby się być tego częścią, bo bohaterowie w Warszafce zwyczajnie męczą.
Ciekawie natomiast śledzi się losy ciotki Damiana, która wprowadza trochę melancholii i delikatności. Jest też trochę uczuć między nią, a jej dawnym uczniem, czyli dochodzi tutaj różnica wieku.
Mam wrażenie, że autor stara się trochę przełamać te niekoniecznie akceptowalne wątki i myślę, że w przypadku Simony jak najbardziej mu się udaje. W przypadku relacji między Łukaszem, Damianem, czy też pojawiającym się tam w międzyczasie kolegą i jego związkami, rzecz ma się trochę inaczej. Ta seksualność jest przedstawiona w tak niesmaczny sposób, a wiem, że da się przedstawić to dobrze - mamy w końcu przykład Kate in waiting czy Never been kissed.
W książce dużo się dzieje, ale to bardziej takie zapychacze czasu, żeby można było przeskakiwać między wątkami i przy okazji zgrać się w czasie.
Pióro autora jest lekkie i czyta się przyjemnie. Pochłonęłam tytuł bardzo szybko - udało mi się nawet rozwiązać zagadkę zanim wszystko wyszło na jaw.
Mogę polecić jako luźny przerywnik, kiedy chcemy oderwać się od cięższej literatury.
Opinia bierze udział w konkursie