- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.asie bardzo łatwo jest nadawać wydarzeniom szczególne znaczenie czy symbolikę. Cóż takiego się stało? Uścisk na pożegnanie czy przywitanie nie jest przecież niczym nadzwyczajnym. A jednak w moim wypadku był. Próbuję wygrzebać z pamięci momenty, w których w ten sposób witaliśmy się lub żegnali. Mocnym, serdecznym uściskiem. W jego dorosłym życiu, gdy nie był już dzieckiem, ani nastolatkiem, w życiu całkowicie samodzielnym. Nieco wyższy ode mnie, postawny. Nie przypominam sobie takich sytuacji. Owszem, żółwik, uścisk dłoni, czasem poklepałem go po ramieniu. Nie przepadam aż tak bardzo za tego rodzaju wyrazami bliskości. Można nawet uznać, że bywam sztywniakiem. Dzieje się tak zwłaszcza w stosunku do obcych. Czuję często dystans i unikam uścisków czy przytulania, paraliżuje mnie, gdy ktoś nadmiernie przekracza tę granicę. Choć bliższym znajomym się poddaję, to raczej nie odwzajemniam serdeczności. Czy też może nie odwzajemniałem, bo o tej zmianie chcę napisać. Ulisses w naszych rodzinnych relacjach uścisk miał zarezerwowany przede wszystkim dla mamy. Przy każdej wizycie serdecznie się z nią witał i żegnał. Zniknął zupełnie ten zbuntowany kiedyś, wciąż najeżony nastolatek. Jako młody mężczyzna stał się dla niej, i z pewnością dla wielu innych osób, wyjątkowo ciepły. Fakt, że wówczas tak mocno go objąłem, był nietypowy. Ale wcale nie zapowiadał tego, co wydarzyło się zaledwie kilka godzin później. Nasz ostatni uścisk był z mojej perspektywy czymś zupełnie innym niż dotychczas. Nazwałbym go raczej objęciem. Mocnym, serdecznym, mającym przekazać wsparcie i siłę. Nie mogę sobie przypomnieć, czy go odwzajemnił, czy tylko biernie się poddał. Powiedziałem, że rano zadzwonię. Wcześniej nie zdarzało mi się zbyt często w ten sposób przytulać. Ani jego, ani innych ludzi. Na ogół poddawałem się uściskom jak kłoda drewna. Krępowały mnie mimo swej serdeczności, a nawet wtedy, gdy były jedynie konwenansem. Stałem jak sparaliżowany, nie potrafiąc odwzajemnić tego prostego i na ogół bardzo naturalnego gestu. Czasem było mi łatwiej, czasem trudniej. Intymny dotyk ze strony całkiem obcych osób wzbudzał moją niechęć. Wydaje mi się, że niektórzy to wyczuwali i w porę rezygnowali z takich gestów, ale zdarzało się, że ktoś nie wyczuwał mojego dyskomfortu. Chcąc okazać serdeczność, robili to nieumiejętnie i z naruszaniem granic. Być może w takich sytuacjach powinno się dać jakoś delikatnie do zrozumienia, że ma się dość, ale ja najczęściej stałem jak skamieniały i czekałem na zakończenie obcego mi rytuału. Przypomniałem sobie to uczucie dyskomfortu, gdy podczas uroczystości pożegnalnej kolejne osoby podchodziły z kondolencjami i część z nich wyrażała je również tym prostym, choć bardzo trudnym gestem. Pamiętam bardzo mgliście całą sytuację i sam nie wiem już, czy to moja postawa i zachowanie wyzwalały w innych tę potrzebę, ale było tych uścisków wyjątkowo dużo. Tym razem jednak nastąpiła ważna zmiana. Przede wszystkim czułem potrzebę nie tylko przyjęcia tego symbolicznego gestu, ale również aktywnie go odwzajemniałem. Raz na jakiś czas trafiała się jednak osoba, która zachowywała się tak, jak ja sam dotychczas. Zazwyczaj był to mężczyzna, najczęściej ktoś, kogo w ogóle nie znałem. Być może jakiś znajomy Agi, a może kolega Ulissesa albo ktoś, kto w ogóle go nie znał, ale przyszedł z rodziną czy ze znajomymi i nie wiedząc, jak się zachować, stanął w kolejce wraz z innymi. Niestety nie udało mu się wymamrotać zdawkowo formułki współczucia, bo wpadał w moje ramiona. I wtedy to czułem. Ten dyskomfort, jakbym obejmował posąg, a nie żywego człowieka. Mam tylko nadzieję, że szybko to rozpoznawałem i rozluźniałem uścisk, żeby nie stawiać tych osób w sytuacji, którą doskonale rozumiałem. Rozumiałem w momentach świadomości, bo to, co działo się podczas pogrzebu, odbywało się poza wszelkim czasem i poza pełną świadomością. To była zmiana. Nie wierząc w żadne znaki, sygnały, przeczucia i symbole, lubię myśleć, że tym naszym ostatnim pożegnaniem przekazał mi swą umiejętność. Sam mocno introwertyczny, czasami zbyt sztywny i niedopuszczający do siebie, umiał to robić, przynajmniej gdy obserwowałem jego powitania lub pożegnania z mamą. Było w tym tyle serdeczności i opiekuńczości. Cała jego sylwetka, ruch ramion, powolny, zagarniający. Wiele osób po prostu chciałoby się wtulić w takie ramiona. Schronić w nich. Miał sylwetkę pływaka. Szeroką klatkę piersiową, rozbudowane ramiona. We wczesnej młodości pływał, zdobywając nawet jakieś nagrody. W późniejszych latach pogłębiające się problemy z zatokami uniemożliwiły mu to. [...] Przypisy [1] C. Doughty, Dym wciska się do oczu, tłum. A. Wawrzyński, 4A Oficyna, Żółwin 2016.
książka
Wydawnictwo LINIA |
Oprawa miękka |
Liczba stron 142 |
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Promocje: | wysyłka 24h |
Kategoria: | Biografie i wspomnienia, Wspomnienia |
Wydawnictwo: | LINIA |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Liczba stron: | 142 |
ISBN: | 9788366667099 |
Wprowadzono: | 09.08.2021 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.