Z dużymi nadziejami i ciekawością zasiadłam do lektury książki Nory Roberts "Niebo i ziemia", gdyż nigdy wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z żadną z jej powieści. A autorka to płodna, jej książki zaś od lat cieszą się dużą popularnością wśród czytelników a ona sama jest nazywana (podobno) ulubioną powieściopisarką Ameryki. Po skończonej lekturze mogę stwierdzić na pewno, że na moją listę ulubionych autorów Nora Robets nie trafi.
"Niebo i ziemia" to przedziwna lektura, której brak fabuły. Nie opowiada ona żadnej historii. Składa się z rozdziałów, które opisują życie trzech bohaterek zamieszkałych na odludnej wyspie zwanej Wyspą Trzech Sióstr. To potomkinie dawnych mieszkanek tego zakątka, które odziedziczyły po nich wyjątkowy dar: są czarownicami posiadającym niezwykłe moce a ich zadaniem jest strzec wyspę i jej mieszkańców przed klątwą rzuconą przed wiekami. Mia, Nell i Ripley muszą działać razem, jednak wzajemne animozje i ukryte pretensje, które mają swe źródło w przeszłości sprawiają iż między kobietami iskrzy. Nie wszystkie też akceptują swą wyjątkowość. Ripley Todd, zastępca szeryfa walczy ze swoim przeznaczeniem. Chce być postrzegana jako twardo stąpająca po ziemi profesjonalistka jednak natury nie da się oszukać. Będzie musiała skonfrontować się sama ze sobą, a iskrą, która uruchomi ten proces będzie pojawienie się na wyspie MacAllistera Bookea naukowca specjalizującego się w badania zjawisk paranormalnych. Ten przystojny i pełen pasji mężczyzna totalnie zawróci jej w głowie a płomienny romans zmieni życie tych dwoje na zawsze.
Pomijam, że takie historie to nie moja bajka, jednak jestem w stanie docenić dobrze napisany romans, czy ciekawą książkę z gatunku fantasy. "Niebo i ziemia" to niestety bardzo słaba książka, która bazuje jedynie na opisie rodzącej się namiętności między szalonym naukowcem a racjonalną policjantką. Na ironię zakrawa fakt, że w opowieści o magii tej magii tak naprawdę brak. Brak nastroju, klimatu, tajemnicy. Jest za to aparatura przywieziona przez MacAllistera Bookea do rejestrowania zjawisk paranormalnych i kilka rozbitych wazonów na podłodze.
Toporny jest też język i styl tej powieści: prosty i pozbawiony głębi. Tłumacz musiał płakać jak zlecono mu prace nad tym tekstem. Poszczególne rozdziały to scenki rodzajowe złożone w jedną całość, które nie opowiadają żadnej historii.
Dobrnęłam do końca tej książki z wielkim trudem i z pewnością nie sięgnę już po żadną książkę Nory Roberts.
Opinia bierze udział w konkursie