To książka o czasach, których nie pamiętam, bo nie mogę, byłem wtedy małym chłopcem. A szkoda, bo nawet będąc wtedy na świecie (rocznik 1991), nie przyglądałem się mu zbyt uważnie. Było czemu, to nie ulega wątpliwości. Powiedziałbym nawet, że były to chyba najbardziej szalone czasy w historii Polski.
Wyznaję: praliśmy w Pollenie 2000; jadłem Star Chipsy i Mr Snaki; żułem gumy Turbo. Pamiętam pierwszą komórkę moich rodziców: wielkości i ciężaru średniego kamienia. Z wysuwaną anteną i wyświetlaczem szerokości dwóch dziecięcych palców. Jeden z pierwszych w domu komputerów (i komórka, i komputer to był chyba 1998 albo 1999 rok). Ekspansję klocków LEGO i zmieniające się z roku na rok trendy zabawkarskie. No i, ale jak przez mgłę, reklamy telewizyjne. Te pierwsze, ponoć (polegam na opowieściach rodziców) obejrzałem w 1994?
Zawieszona
Niepowtarzalny urok likwidacji to książka o Polsce, jak piszą autorzy, zawieszonej, zawieruszonej między PRL-em a współczesnością. Polsce białych skarpetek, pierwszych przepisów na sałatkę z cykorii, nieśmiałych reklam podpasek, paraliżu sądownictwa, pełnych supermarketów, seksu w internecie (już), UFO, odkurzaczy Rainbow, akwizytorów, legalnej pornografii, likwidatorów?
Wymieniać można długo, ale nie chodzi o wspomnienia, o to, co kto pamięta. Raczej o urok tamtych czasów. Oby każdy z nas miał szansę przeżyć w swoim życiu chociaż jeden krach systemu, jeden upadek mocarstwa, jedną rewolucję społeczną. Rewolucja (bezkrwawa) niesie ze sobą urok nowości, inności, próbowania wszystkiego i przypływu tego, co do tej pory nie istniało.
UFO, wróżby i porno
Czy ktoś nie został wtedy porwany przez UFO? Albo przynajmniej nie widział latającego talerza? ?Szaraki? odwiedzały Polskę, a niejeden zwykły człowiek przeżył bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Żeby nie szukać daleko: Jan Wolski, rolnik z Emilcina, był wewnątrz statku kosmicznego. Temat na tyle intrygował, że podjął go Mariusz Szczygieł w programie Na każdy temat (kolejnym fenomenie tamtych czasów ? wtedy ponoć pierwszy raz na wizji padło słowo orgazm; podziwiam prowadzącego za śmiertelną powagę w zadawaniu pytań i uwagę, z jaką wysłuchuje tego, co ludzie opowiadają), a prostych ludzi nurtowało pytanie: czy bez pomocy obcych Polska przetrwa?
Z zainteresowaniem UFO szła pod rękę fascynacja wróżbami, magią, szeroko rozumianym zabobonem. No i ? porno. Jakby po latach socjalistycznej siermięgi każdy nagle odkrył, że istnieje strona duchowa, to raz, ale istnieje też strona cielesna. Polacy nagle zapragnęli zapanować jednocześnie nad metafizyką i ciałem; odkryli na nowo, że są ludźmi, zachłysnęli się wolnością i chwytali wszystkiego, co na drzewo nie ucieka.
Co dzisiaj w telewizji?
PRL: dwa kanały telewizyjne. Wolna, kapitalistyczna Polska: kilkadziesiąt programów telewizyjnych. Każdy z rozwijającą się powoli ramówką, raczkującymi reklamami i nowymi pomysłami na zabawienie swoich widzów (dwie daty: w 1992 roku powstał Polsat, w 1997 narodził się TVN). Telewizja zaproponowała dalszy ciąg wolności; można było oglądać wszystko i nic, zaczęły polaryzować się poglądy, bo przecież co telewizja, to inne zdanie.
Do telewizji i reklam dołączyły supermarkety, które zmieniły styl życia i obyczaje Polaków, stając się nowymi świątyniami. Teraz niedziela stała się dniem świętym, a Polacy masowo przystępowali do konsumpcyjnej komunii, czyli tego, czego w żaden sposób nie mogli uświadczyć kilka lat wcześniej. Sklepowe półki powoli zaczynały uginać się pod ciężarem produktów, krajowych i stopniowo zagranicznych. To, co dotychczas można było kupić w Peweksie, nieśmiało dobijało się do drzwi zwykłych sklepów.
Ale to również historia upadku: prywatyzacji, która więcej zabrała, niż dała (przynajmniej najmniejszym). Dzikiego turbokapitalizmu, skazującego pracownika na los pariasa, słuchającego swojego pana lub w nieskończoność szukającego nowej roboty/bezrobotnego. To nie był czas dla wykształconych, raczej dla obrotnych, potrafiących odnaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. W socjalizmie musiał pracować każdy, w kapitalizmie mógł pracować każdy.
Dekomunizacja?
Dekomunizacja społeczna obejmowała ludzi byłego systemu: urzędników, milicjantów, tajniaków. Pytanie, co z nimi zrobić, zaprzątało głowy rządzącym. Autorzy reportaży zdecydowali się trochę inaczej podejść do sprawy i zastanowić się, jak dekomunizacja wpłynęła na tak zwanych zwykłych ludzi, między innymi nauczycieli czy duchownych.
Nie można też zapominać o dekomunizacji przestrzennej, czyli zmianach nazw ulic, obalaniu starych pomników, rzeźb, mieleniu klasyków socjalizmu na drobne wiórki.
Ważniejsze jednak w tym wszystkim jest pytanie: czy dekomunizacja się w Polsce udała? Czy tamta Polska dobrze wywiązała się ze swojego zadania i faktycznie rozliczyła ze starymi czasami? Różnie się o tym mówi, a zajęcie stanowiska zazwyczaj wiąże się ze stygmatyzacją i przypisaniem do jasno określonej strony sporu. Nie to jednak interesuje autorów. My, dzisiaj, jako czytelnicy, możemy obserwować źródło rodzącej się wtedy polaryzacji poglądów. Nie otrzymujemy pogłębionej analizy socjologicznej, ale możemy przyglądać się przyczynom, przebiegowi i konsekwencjom dekomunizacji.
Syn Vonneguta był Polakiem!
W tamtych czasach co jakiś czas pojawiał się człowiek znikąd. Stanisław Tymiński, kandydat na prezydenta. Red Vonnegut, przedstawiający się jako syn Kurta Vonneguta i również pisarz, mający na koncie nawet jedną powieść (ponoć niezłą). Dziennikarz zapytali kiedyś Vonneguta dlaczego wymyślił własną religię. Odpowiedział, że nie mieszkał w Polsce. Głębszy sens tych słów dopiero do mnie dociera.
Likwidacja
Największą wartością tej książki jest jej kronikarski, obserwacyjny charakter, czyli dwie cechy dobrego reportażu. Czytelnik staje się widzem: przysłuchuje się rozmowom, ogląda urywki z tamtych czasów. Z drugiej strony, gdzieś pod skórą, nasuwa się pytanie, czy naprawdę tak wiele zmieniło się od tamtych czasów? Czy nie przybyło w portfelu, nie wpłynęło więcej na półki, nie zmieniły się dekoracje, ale sztuka pozostała dokładnie tą samą? Czy tamten przekaz tak bardzo różni się od teraźniejszości? Powątpiewam.