Czy sztuka naprawdę potrafi odmienić życie? Ułatwić zaakceptowanie siebie i pogodzenie się z kompleksami? Wytyczyć nową drogę, poszerzyć horyzonty, pomóc odnaleźć własne miejsce w świecie? Liwia Gawlin tak właśnie twierdzi. Wyrywając innych ludzi z ich poukładanej codzienności, burząc ich obronne mury, powinna jednak zaoferować im coś w zamian, coś więcej niż obietnicę sławy, ale czy ona sama jest na to gotowa?
Wiktor Porocha żyje zupełnie zwyczajnie. Na co dzień pracuje w galerii handlowej, gdzie sprzedaje ludziom internet. W weekendy spotyka się z przyjaciółmi, odwiedza rodziców. I choć niedawno rzuciła go dziewczyna, jego historia mogłaby być taką, jakich wiele. Jednak pewnego dnia, gdy siedzi zaczytany na ławce w parku, zaczepia go obca kobieta, pytając, czy może mu zrobić zdjęcie. W ten sposób poznaje Liwię Gawlin, artystkę i właścicielkę sklepu Stylove. Wkrótce zgadza się wziąć udział w jej nietypowym projekcie ? kobieta chce ukazać na fotografiach piękno osób ?niestandardowych?, z różnymi defektami. Zaczyna również prowadzić dla swoich modeli warsztaty o sztuce pod nazwą ?Soboty z Picassem?. Czy udział w tym przedsięwzięciu rzeczywiście coś w ich życiu zmieni?
Bardzo długo przekonywałam się do głównego bohatera. Jego zachowanie i nastawienie do innych ludzi były wyjątkowo odpychające. Kiedy już się wyjaśniło, z czego to wynika, nadal sądziłam, że przynajmniej do pozostałych uczestników warsztatów będzie miał inne podejście. Tak się jednak nie stało. Tkwiąca w nim złość do wszystkiego i wszystkich wokół nie przewidywała wyjątków. Z czasem przestało mnie to dziwić. Taka kreacja jego postaci bardzo wyraźnie pokazywała, że stawia się on w opozycji do całego świata. Samotny, nierozumiany, niedoceniony, skazany na nijakość, pozbawiony nadziei. Spotkanie Liwii Gawlin i udział w jej projekcie okazuje się początkiem zmian, ale czy na pewno na lepsze? Kiedy człowiek otwiera się na coś nowego, może wiele zyskać. Ale nawet jeśli ten jego świat się powiększa, nadal musi jakoś się w nim odnaleźć. Kiedy dojdzie do wniosku, że i tak nie ma tam dla niego miejsca, paradoksalnie stanie się jeszcze bardziej samotny i rozgoryczony. Jedyne, co zyska, to garść wspomnień i zapewne jeszcze większą świadomość swojej inności i wyobcowania.
Gdy Wiktor zaczyna patrzeć na otaczającą go rzeczywistość z nieco większym optymizmem i nadzieją, autor kontrastuje to z nienawiścią społeczeństwa, która wydaje się wszechobecna. Nawet anonimy otrzymywane przez Liwię nie robiły takiego wrażenia jak komentarze zamieszczane w sieci przez internautów. Nie oszczędzali nikogo, także informacja o tragedii nie przeszła bez echa ? hejt i pełne złośliwości wpisy musiały pojawić się i tam. Wyglądały tak prawdziwie, że nie zdziwiłabym się, gdyby zostały przez autora żywcem wciągnięte do powieści z jakiejś strony internetowej. I to z zachowaniem oryginalniej pisowni, pełnej błędów, która jeszcze dodawała im autentyczności. Ale taka właśnie jest ta wirtualna przestrzeń. Można znaleźć w niej wszystko, choć trafić na coś wartościowego coraz trudniej, gdy przykrywają to całe tony wypowiedzi niemających innego celu niż komuś dopiec, skrytykować, wyśmiać czy poniżyć. Czytając to, można dojść do wniosku, że żyjemy w świecie wrednych, pozbawionych empatii psychopatów. A to trochę przeraża.
Michał Paweł Urbaniak stworzył powieść, po którą z całą pewnością warto sięgnąć. Nie jest to lektura lekka i przyjemna, czytana dla zabicia czasu. Ta historia niesie za sobą ogromny ładunek emocjonalny i zmusza do refleksji nad wieloma różnymi aspektami życia. Każe przystanąć i pochylić się nad losem tych, których się nie dostrzega, bo wydają się zbyt zwyczajni i stanowią tylko element jakiegoś nieokreślonego, szarego tłumu. A także tych, których zwykle omija się wzrokiem, gdyż z jakichś powodów nie mieszczą się w ramach obecnie przyjętych kanonów piękna. Polecam!