Noc blizn Smolista, lepka, ponura. Peruwiańska. To, że książki przywołują skojarzenia zapachowe, to żadne odkrycie. Pewnie już niejednokrotnie podczas lektury towarzyszyła wam woń ziół, kwiatów, rozgrzanego słońcem piasku lub lasu. Może nawet zdarzyło wam się wyczuwać swąd spalenizny, czy zapach ozonu, charakterystycznie łechcącego nasze nosy tuż po burzy. Thriller ?Noc szpilek? jest pod tym względem wyjątkowy i zaskakujący. To bowiem, czemu przyszło mi ?towarzyszyć?, to ?aromat? szatni po WF-ie i znoszonych trampek, a zarazem smrodek potu przerażonego, napędzanego testosteronem nastolatka. A dokładniej czterech nastolatków. Szkolnych oferm, popychadeł. Takich, którzy zagnani w kozi róg postanawiają wyrównać rachunki ze znienawidzoną wychowawczynią. Niestety, szczeniacki wybryk dosyć szybko wymyka się spod kontroli, a każda kolejna decyzja, wpycha bohaterów głębiej w szambo, nakręcając spiralę przemocy. Trudno ich nie rozumieć. Dlaczego mają chcieć podporządkować się decyzjom dorosłych, skoro ci sami sobie nie radzą? Sami są karykaturami rodziców, cieniami szczęśliwych ludzi? To oni tworzą dysfunkcyjne światy, które z ich podopiecznych czynią kolejne ofiary systemu, brudu i agresji. Upokorzeni, zbuntowani chłopcy próbują więc sami wymierzyć sprawiedliwość. Ich rodzice, wydawać by się mogło oczywisty wybór, są jednak zbyt słabi, a na swój sposób nawet zbyt odlegli, by stać się celem rebelii. Pada więc na osobę, która przekracza niepisaną granicę i w przeciwieństwie do innych, niebezpiecznie zbliża się do dzieciaków - do ich buzującego od hormonów jądra ciemności. Pada na tę osobę, która, paradoksalnie, najbardziej się do nich zbliża - widzi najwięcej. Warto podkreślić, że panna Pringlin, mimo iż nie otrzymuje w powieści prawa głosu, stanowi jej punkt centralny i siłę napędową. Nie jest także postacią jednoznaczną. Mimo przywar, nie ma bowiem mowy o tym, by była wzorcową realizacją typowej belferki zasługującej na nienawiść. Początkowo owszem, taka nam się właśnie wydaje: złośliwa, czerpiąca satysfakcję ze znęcania się nad myślącymi tylko o seksie piętnastolatkami. Z czasem, gdy dzięki szczątkowym wypowiedziom poznajemy jej punkt widzenia, dociera do nas cel i sens wymierzanych przez nią kar. Niestety, w karmiącym się agresją mieście, w pewnym sensie została ze swoją misją sama. W świecie, w którym przyszło żyć naszym bohaterom wszystko zdaje się być smutne i przetrącone, w efekcie czego krzywdzącym i krzywdzonym jest tak naprawdę każdy. A przecież zawsze jest wybór, a przynajmniej powinien, prawda? Nastolatkowie, także mają swoje motywacje ? każdy inną. Każdy z nich w różny sposób radzi sobie z wyobcowaniem i zagubieniem, każdy inaczej maskuje swoją wrażliwość i rany. Niestety, gdy do buzującego od emocji kotła, oprócz dojrzewania, traumy, braku emocjonalnego zaopiekowania, potrzeby udowadniania swojej męskości dodać presję grupy, chęć zaimponowania kolegom, chore poczucie lojalności, niezdrową rywalizację dostajemy mieszankę wybuchową. A ta sprawia, że chłopcy wchodzą w role, których w ogóle nie chcą i ?biją? na oślep. To na co patrzymy, jest zarazem zabawne, obrzydliwe, tragicznie wręcz pozbawione sensu oraz obnażające bezwzględną prawdę. I chociaż chcielibyśmy od tego odwrócić wzrok, to nie potrafimy. Bo machina raz wprawiona w ruch nie ma szans się zatrzymać, chociaż byśmy tego bardzo chcieli. ?Noc szpilek? przebija nadęty złudnym poczuciem bezpieczeństwa i ?normalności? balon, jest jak bomba rozsadzająca rzeczywistość na atomy. Rozwiewa pewną iluzję i przypomina, jakie mogą być owoce społecznych, ekonomicznych, kulturowych uwarunkowań, w których dorastają dzieci. Ponadto przeszywa realizmem i aktualnością. Bo chociaż akcja rozgrywa się w latach dziewięćdziesiątych, gdy o internecie nam się w sumie jeszcze nawet nie śniło, to jest boleśnie ?na czasie?. Bo nadal istnieje wiele miejsc zatrutych przemocą, wiele wypaczonych systemowo szkół, wiele dysfunkcyjnych rodzin i wciąż ze światem zderza się (zbyt) wielu rozharatanych wewnętrznie nastolatków, którzy swoją rzeczywistość naprawiać chcą siłą. Chcą bowiem kłuć boleśnie jak szpilki - by zaistnieć, by wykrzyczeć swoje życie. Santiago Roncagliolo nie tylko doskonale odnajduje się w meandrach opowiadanej przez siebie historii. W tle, tuż za plecami jego bohaterów tętni popsuty świat: wojna, PTSD, nieszczęśliwe małżeństwa, homoseksualizm traktowany jak choroba, alkoholizm, demonizacja fizjologii, potrzeb ciała i fascynacja wszystkim co amerykańskie (brzmi znajomo?). Na uwagę zasługuje także forma snutej opowieści. Przebieg minionych wydarzeń, które na zawsze połączyły czwórkę przegrywów, poznajemy przy okazji serii nagrywanych wypowiedzi. Mamy okazję przyjrzeć się każdemu elementowi wydarzeń - przed, w trakcie i po ? z czterech punktów widzenia. Każdy z dorosłych już mężczyzn opowiada nam swoją wersję zdarzeń, odsłaniając przed nami swoje prawdziwe, wyżarte od środka, ja. Ta swoista spowiedź budzi w nas dosyć ambiwalentne uczucia. Bo nie o skruchę w niej jednak chodzi, ani o wyznanie win, ale o kolejny, nieoczywisty, ale jednak wybryk. I władzę. Jak przystało na dobry thriller, mamy tutaj mistrzowsko stopniowane napięcie, pokryte grubą warstwą ciężkiej atmosfery, która zagnieżdża nam się pod paznokciami, gdy przekopujemy się przez nią do kolejnych sensów. Ponadto to powieść naszpikowana(!) celnymi spostrzeżeniami, które można przekuć w obraz codzienności: smolistej, lepkiej i ponurej. Te, nomen omen, celnie wbite szpilki, mimo, że wywołują tylko krótki ból, to uwierać potrafią bardzo długo. Pozostawiają bowiem po sobie blizny, te indywidualne i społeczne, uświadomione i nieuświadomione. To literatura wysokiej próby, bez pouczania, bez moralizujących recept, za to kunsztowna, dosadna i surowa. Zagrana w idealnej tonacji. Ponadto znakomita językowo, dzięki rewelacyjnemu tłumaczeniu Tomasza Pinndela. [współpraca barterowa]
Opinia bierze udział w konkursie