Czy istnieje przepis na doskonałą książkę? Czy jest jakiś patent, którego zastosowanie da gwarancję sukcesu? Najprościej rzecz ujmując ? dla mnie dobra książka to taka, którą lekko się czyta, ale trudno zapomina. W świecie, w którym autorów jest coraz więcej, książek przybywa, a doba nie da się wydłużyć, za spory wyczyn uważam trafienie na taką lekturę, która mnie po prostu zmiażdży. Na polskim rynku można znaleźć perełki, które do czytelniczego świata wnoszą wiele dobrego. Od roku bacznie przyglądam się tej ?przestrzeni?, poznaję pisarzy, o których nie słyszałam, bo skłaniałam się bardziej ku temu, co obce, zagraniczne, niepolskie. A przecież talent nie jest darem obcokrajowców! Dlaczego więc rodzimą literaturę traktuję po macoszemu? ? zapytałam sama siebie. W ten sposób zostałam bacznym obserwatorem.
Nazwisko Grzegorza Kozery nie rozpala zmysłów. Nie bije po oczach na poczcie, w przydrożnym kiosku ani na ?wyspach? w księgarniach. Nie spotkamy jego książek wśród dodatków do gazet. Do Grzegorza Kozery nikt otwartych listów nie pisuje, bo zarzut zbyt szybkiego tworzenia mu nie grozi ? robi to w odpowiednich odstępach czasu, akceptowanych przez grono ekspertów do spraw tego typu. Nie dopieszczają go nagrodami za ?bestseller?, on sam nie rozpieszcza nadmiarem publikacji, jednak zdecydowanie swoich czytelników pieści słowem oraz wiedzą, powodując, że w moich oczach staje się nie tylko przykładem twórcy dobrej literatury, ale przede wszystkim pisarzem godnym zaufania.
Najnowsza powieść pisarza, Noc w Berlinie, to historia Joachima Wernera, niemieckiego malarza, którego największą ?wadą? okazało się posiadanie żydowskich korzeni. Niezwykle doceniany nie tylko wśród berlińskiej bohemy artysta, który nigdy nie angażował się w politykę, staje się jedną z jej ofiar. Gdy do władzy dochodzi Hitler, Werner zostaje zmuszony do wyboru między wolnością a miłością. Jego losy pokazują, jak łatwo jest stracić wszystko w ciągu jednej chwili i jak ogromny wpływ na nasze życie ma władza. Wystarczy kilka decyzji gdzieś na górze, by ci na dole stracili wszystko. I choć brzmi to dość górnolotnie, to tym treściom daleko jest do patetyzmu.
Gdy Kozera pisze o nazizmie, nie epatuje najgorszymi z możliwych obrazów. Odtwarza fakty w sposób prosty, a jednocześnie dosadny. Joachim, uprzedzony przez znajomego, ucieka z miasta przed czystką, którą SS przeprowadza w Berlinie. Gdy wraca, nie widzi ciał leżących na chodnikach, nie słyszy lamentów ocalałych, nie rozpacza ? po cichu dowiaduje się, że jego najlepszego przyjaciela zesłano do obozu oraz że wieloletniemu donatorowi splądrowano dom, kradnąc dzieła sztuki. Kozera nie chce szokować brutalnością i wulgarnością. Gdy opisuje środowisko artystów, nie wywołuje wrażenia, że topimy się w morzu alkoholu i innych używek. Kiedy jego bohater maluje kolejny akt, robi to w sposób elegancki i bez szczegółowego skupiania się na opisach kolejnych partii ciała. Miłość w Nocy w Berlinie jest całkowicie inną miłością niż te, które zazwyczaj spotkamy w powieściach. Sam fakt, że pojawia się dopiero w drugiej połowie książki świadczy o tym, że ? choć dla całości utworu niezwykle ważna ? to jednak nie została wrzucona już na pierwszych stronach między przysłowiową wódkę a zakąskę, byleby coś się działo w tej materii. Kozera nie musi bronić swojej historii egzaltowanymi opisami kolejnych miłosnych perypetii. Tu wszystko ma swój czas. I dzięki temu ta miłość jest taka? jakby to ująć? niespieszna? Czuła? Wyczekana? Z pewnością niedzisiejsza.
Nie da się ukryć, że kwestia żydowska to bardzo ?chodliwy? temat. Jednak pisarz jawi nam się jako jeden z tych, którzy potrafią podejść do tematu bez patosu i szczerze. Cóż, ta historia ma dla niego szczególne znaczenie i finalnie pozwala czytelnikowi poznać tego przyczynę. Zmierzenie się z nią nie jest łatwe. Zamknęłam tę książkę i przez kilka chwil trwałam w bezruchu, próbując poukładać sobie w głowie prawdę w niej zawartą. Wbrew temu, co moglibyście pomyśleć ? nie miałam mętliku w głowie. Była w niej tylko jedna myśl: nic nie jest nam dane raz na zawsze.
Po prostu przeczytajcie tę książkę.