Zastanawiam się, czy amerykański wydawca książki (i polski tłumacz), przyrównując powieść tę do "Utalentowanego Pana Riplaya" nie strzelił sobie w stopę. Bowiem już na samym wstępie czytelnik dowiaduje się nie tylko o czym będzie książka lecz w pewnym stopniu poznaje również jej zakończenie. Zastanawiałam się nawet, czy mój odbiór tej powieści byłby inny, gdybym nie wiedziała czego się spodziewać? Przypuszczam, że tak. Czy zasłużyłaby na lepszą ocenę? To już inna kwestia. Często się zdarza tak, szczególnie w przypadku debiutów literackich, że autorzy zbyt mocno się starają. jedni używają zbyt kwiecistego języka, inni zbytnio filozofują, jeszcze inni szokują brutalnością. Burton stworzyła książkę, inspirowaną obrazami Tima Burtona i Twórczością Scotta, jednak całość zamiast kolorowo i ekscentrycznie, wyszła dość groteskowo i tandetnie. "Wielki Gatsby" zamienił się w "Plotkarę" a Nowy Jork w swoją parodię. Zawsze jest mi przykro jeśli w moje ręce trafia powieść z potencjałem, który został zmarnowany. Tym razem żal mi było podwójnie, gdyż nie da się ukryć iż autorka ma niesamowity talent.
Pewnego dnia Louise poznaje Lavinię, zblazowaną studentkę-pisarkę, która poszukuje korepetytorki dla swojej młodszej siostry. Obie dziewczyny mieszkają w pięknym mieszkaniu w samym sercu Nowego Jorku. Już po pierwszym spotkaniu Louise i Lavinia zostają przyjaciółkami. Ledwo wiążąca koniec z końcem nauczycielka, wprowadzona zostaje w świat nowojorskiej bohemy, drogich alkoholi, narkotyków i sztuki. Jej codziennością stają się imprezy i balowanie do białego rana. Kiedy siostra Lavinii wyjeżdża do Europy, ta proponuje by zamieszkały razem. Louise się wprowadza i coraz bardziej uzależnia od swojej bogatej przyjaciółki. Chce być jak ona, poznać jej przyjaciół, robić to co oni. Wie, że pewnego dnia ta sielanka się skończy, dlatego robi wszystko by do tego nie doszło. Posuwa się nawet do morderstwa.
Nowy Jork jest miastem z moich marzeń. Żółte taksówki, Statua Wolności, Rocefeller Centre i wszędobylskie stragany z kwiatami i hot dogami. Frank Sinatra śpiewał, że jeśli komuś powiedzie się w Nowym Jorku, uda mu się w każdym innym miejscu na świecie. To miasto, które nigdy nie zasypia, w którym spełniają się ponoć marzenia i które samo w sobie jest marzeniem wielu turystów. Louise postanowiła opuścić swoją rodzinną miejscowość, Devonshire, i zamieszkać tam gdzie wielu rozpoczynało karierę w stylu od pucybuta do milionera. Wierzyła, że jej się uda. Jednak po kilku latach nic nie wskazywało na to, by jej egzystencja różniła się od setek tysięcy obywateli tej wielkiej aglomeracji. Kiedyś mi ktoś powiedział, że mając 20 dolarów w kieszeni i nie będąc zadłużonym, należymy do 10 procent najbogatszych ludzi na świecie. Kierując się tym stwierdzeniem Louise była bogata : posiadała 64 dolary i z tego co wiem, nic nikomu nie była winna. Jednak czy życie od pierwszego do pierwszego, jest tym, o czym śnią 30-letnie dziewczyny? Dlatego wcale się nie dziwię, iż poznawszy Lavinię (cudowne i jakże pasujące do niej imię) zamroczyło ją jej bogactwo, styl życia i atmosfera tajemniczości i niedostępności, którą się otaczała. Lavinia nie jest ani artystką, ani malarką, ani nawet celebrytką. Kim w takim razie jest? Osobą która ma pieniądze i je wydaje. Kimś kto codziennie wymyśla siebie na nowo. Narcystyczną postacią, divą pożądającą zachwytów, a jednocześnie tanią zdzirą i zakłamaną suką. Przepraszam za mocne słowa, jednak jest to osobowość, którą nie sposób polubić. To właśnie Lavinia i jej równie zblazowani przyjaciele pokazują nam nowy Jork od strony, z której zwykły turysta, prawdopodobnie nigdy go nie zobaczy, strony która jest dostępna dla reżyserów filmowych, artystów i tych, którzy "bywają". Czy zastanawiało was kiedyś, kim są coraz to nowe twarze pojawiające się na ekranach telewizorów? Czasem jak pytam męża, kim jest ta czy tamta, to dostaję odpowiedź w stylu : ta brunetka to była "wodzianka" u Wojewódzkiego, a ta z kucykiem to "celebrytka". Tylko co w dzisiejszych czasach znaczy bycie celebrytą? Czy wystarczy wiedzieć gdzie pójść, wiedzieć gdzie będą kamery? Czy naprawdę zgrabne ciało czy kontrowersyjne poglądy wystarczą do tego by o nas mówiono. Świat Burton to świat ludzi, którzy mają przerośnięte ego, ludzi którzy nie mają celu w życiu. Wyobraźcie sobie dekoracje z cudownego filmu "Oczy szeroko zamknięte" wymieszane ze scenografią bajkowej "Alicji w Krainie Czarów", obrzućcie to wszystko fekaliami, wywróćcie na drugą stronę i polejcie lukrem. Wyjdzie wam z tego, miejsca ohydne, przepojone erotyką, pieniędzmi, zawiścią, plastikową miłością i nienawiścią. Wyjdzie wam Nowy Jork (nie)sławnych i bogatych. Muszę przyznać, że wspominany w książce Liszt czy Klimt, z pewnością poczuliby się urażeni, że ich nazwiska pojawiły się w tak nieciekawych kombinacjach, wymówione przez tak sztucznych, nieprawdziwych i nieszczerych ludzi. Czy celem autorki było pokazanie jak płytkie jest życie ludzi, którzy nie mają na siebie pomysłu? Czy tym samym wyśmiewa czytelników, którzy fascynują się życiem innych, oglądają Kardashianki i zachwycają się tandetą? Być może. Na początku sądziłam, że Louise będzie inna. Pokaże ten prawdziwy obraz kobiety, która pragnie do czegoś dojść, okazało się jednak że była taka sama. Wszyscy w tej książce byli tacy sami, nawet cudowna, słodka Cordelia. Czy to oznacza, że wszyscy jesteśmy głupi i powierzchowni? Że wystarczy dać nam pieniądze i sami doprowadzimy się do autodestrukcji?
Z początku chciałam napisać, iż powieść ta porusza ważny temat jakim jest zauroczenie przeradzające się w obsesję. Jednak muszę przyznać, iż nie czułam tutaj chorej fascynacji. Zabrakło mi tutaj celowości i żaru. Przyzwyczajona jestem do tego, że autorzy starają się stworzyć prawdziwych psychopatów, agresywnych stalkerów, jak w przypadku Penna Badgleya, grającego w rewelacyjnym serialu platformy Netflix "You". Tutaj, autorka nie wyjaśniła mi motywów które kierowały Louise. Jej zachowanie często stało w sprzeczności z tym co myślała. Niby chciała być taka jak Lavinia, jednak zupełnie to do niej nie pasowało. Nie była typem maniaczki. Czy możliwe jest, że zależało jej tylko na pieniądzach? I tym by trafić do "piątki przed trzydziestką". Choć książka pełna jest dialogów, to wypowiedzi Louise są skromne. Choć to ona jest narratorką, to muszę przyznać, iż do samego końca pozostała dla mnie nieuchwytna. Było w niej coś nieszczerego, irytującego. Z jednej strony nieśmiała z drugiej wyrafinowana, z jednej megalomanka a z drugiej ignorantka. Czasem odnosiłam wrażenie, iż autorka nie miała na nią pomysłu. A może po prostu przesadziła z kreacją? Wielokrotnie w powieści pojawia się zdanie , że "nie da się bez końca wszystkich oszukiwać". A może Burton się udało i stworzyła postać o wielu twarzach? Zakończenie powieści sugeruję, że mam rację. Jeśli przyjmiemy, że Louise jest kameleonem, kobietą o kamiennym sercu, bezwzględną meduzą a nie szukającą swojego miejsca na świecie początkującą pisarką, wtedy książka ta nabiera zupełnie innego, głębszego wymiaru. Jeśli wszystko to co przeczytamy, potraktujemy jako zabawę i kłamstwo, to debiut Burton być może okaże się naprawdę dobrym kawałkiem literatury. Jednak czy jako doświadczeni czytelnicy nadal potrafimy czytać z naiwnością dziecka?
Nie da się ukryć, że młodzi ludzie, pozostawieni bez drogowskazów, wzorców do naśladowania i kontroli, są podatni na wpływy. Kręci ich to co jest zakazane, kolorowe, nie do zdobycia. Najbardziej przerażające w tym wszystkim jest to, że jak już to dostaną, zażyją, poznają, to okazuje się, że jest przereklamowane. Tylko wtedy jest już za późno. Spirala nałogu zaczęła się kręcić. Ludzie są jak sroki, biegną za tym co kolorowe i błyszczące, pożądają uwagi i zainteresowania. Książka ta opowiada o człowieku jako istocie społecznej. Media społecznościowe skutecznie zaspokajają naszą próżność. Postujemy spodziewając się tego, że nasi znajomi polubią nasze zdjęcia, miny, ubrania czy styl życia. Kiedy raz zaczniemy nie możemy przestać. Internet zna nas lepiej niż my sami. Niestety zdarza się tak, że informacje o nas zaczynają żyć własnym życiem,program składa nam życzenia urodzinowe nawet wtedy, kiedy nie możemy już ich odczytać, bo na przykład...umarliśmy. Z jednej strony fakt iż zaistnieliśmy raz w sieci daje nam nieśmiertelność, z drugiej brak kontroli nad mediami sprawia, że mogą się one stać narzędziem manipulacji. Scenariusz, który przedstawiła nam autorka jest zatrważający. Możemy bohaterów tej książki traktować jak rozpuszczone bachory, jednak tak naprawdę jest to grupa nieszczęśliwych nieudaczników, bez pomysłu na siebie i własne życie. Może to właśnie Louise miała rację? Może to ona jako jedyna wiedziała czego pragnie?
Narkotyki, sex, morze alkoholu, sex analny, striptease, sex lesbijski to tylko jedne z nielicznych składników życia nowojorskiej bohemy. Czytając o wyskokach Justina Biebera (tak, tego słodkiego chłopczyka) można sądzić, że to co przedstawiła nam Burton, dzieje się naprawdę, tylko my , zwykłe szaraczki, nie mamy do tego dostępu. Jeśli więc chcecie poznać chore fascynacje (nie)sławnych i bogatych, ich niewolników i fałszywych przyjaciół oraz tych, którzy dają im chociaż na chwilę zaistnieć, usiąść na tronie z czaszek innych celebrytów, to jest to powieść dla was. Ci, którzy liczą na ciekawy, trzymający w napięciu thriller, mogą być jednak zawiedzeni. Jest tutaj blichtr, jednak brak napięcia. Jest ohyda i brud, jednak nie ma tej odrobiny potrzebnego suspensu. Choć powieść ta powala kolorami i szokuje kontrowersją, tak nie trzyma nas w niepokoju, nie budzi lęku.
Opinia bierze udział w konkursie