Michael Connelly jest pewnie wielu z Was znany z właśnie swojej serii o Hallerze. Dla mnie to książki, które czytałam już dawno temu, a teraz z ogromną przyjemnością do nich wróciłam, bo jako starsza osoba odkrywam w nich o wiele więcej niż za pierwszym razem. Tylko czy nadal mi się podobają jak wtedy?
Nie od dziś się chwalę wszędzie, że uwielbiam seriale i książki oscylujące wokół tematów medycznych i prawniczych. Tutaj jest właśnie ten drugi, a do tego Netflix postanowił zekranizować jedną z moich ulubionych serii! Musiałam oczywiście najpierw przypomnieć sobie jak to było w literaturze, a później sobie obejrzę i przekonam się czy przypadkiem nie będę wolała ekranizacji.
Przede wszystkim czytać (i oglądać) trzeba w odpowiedniej kolejności. To są losy Mickeya Hallera, które mają swój ciąg, a co za tym idzie, można sobie machnąć sporym spojlerem i później tego żałować. Choć powtarzam, że czasami to nie ma znaczenia, jeśli się przepadnie w książkach jakiegoś autora. Ja tak miałam z Robertem Dogni, którego serię zaczęłam czytać od trzeciego tomu, a później dopiero, jak już zupełnie pokochałam jego styl, przeczytałam poprzednie, a teraz w dniu premiery każdej kolejnej ja ją już muszę mieć i czytam od razu. Z Connellym mam podobnie...
O czym tym razem opowiada autor? To kolejne losy Hallera, który przez jakiś czas nie wchodził na salę sądową. Nie zdradzę Wam dlaczego, aby nie spojlerować ze względu na to, że to drugi tom serii. Jednak to jest ten moment, w którym postanawia przejąć ogromną sprawę, bardzo ważną, a w jego karierze największą dotychczas. O morderstwo żony i jej kochanka zostaje oskarżony wpływowy producent filmowy. Sprawa może okazać się niezwykle dochodowa nie tylko pod względem pieniędzy, ale także wybiciem się do samej elity prawniczej.
Dla mnie to kolejna odsłona twórczości Connellyego, w której wszystko jest dopracowane co do literki. Każdy bohater ma swój charakter, nie czuć, że jest specjalnie wymyślony na potrzeby książki, a raczej jak by autor opisywał kogoś ze swojego bliskiego otoczenia. To wpływa na odbiór całości, na współczucie, zaciekawienie poszczególnymi osobami, a nawet lekką niechęć.
Atmosfera jest, jak na kryminał przystało, gęsta, a sceny dziejące się na sali sądowej nie są nudne. To dwie ważne sprawy przy takich opowieściach, ponieważ często część śledcza bardzo wciąga, trzyma w napięciu, skłania do poszukiwania sprawcy, a później, w sądzie robi się flegmatycznie, czytamy o przemowach, przesłuchaniach świadków, którzy do sprawy niewiele wnoszą. Tutaj ten rytm jest równy, a typowo prawnicze kwestie nie są niezrozumiałe dla zwykłego czytelnika i wręcz sieją mętlik w głowie, bo ma się wrażenie, że dokładają elementy układanki, które w ogóle nie pasują.
Ta książka to dla mnie jedna z ciekawszych w klimatach prawniczych i myślę, że jeśli ktoś lubi tego typu historie, to w niej przepadnie.