Nie ufaj nikomu, kto ma coś do zyskania lub stracenia ? to bez wątpienia myśl przewodnia trzeciego tomu serii Lux. Pragnienie spełnienia swoich ?marzeń? przysłania bohaterom prawdziwy obraz sytuacji. Wiara, że coś będzie dobrze wcale nie wystarcza. A najgorszy błąd jaki można popełnić to zaufać swoim wrogom. Nawet we wspólnej sprawie. Nie wszyscy grają fair. Każdy może zdradzić każdego.
Już w Onyksie dało się zauważyć spadek uwagi poświęcanej innym bohaterom niż Katy i Daemon. W Opalu pogorszyło się to jeszcze bardziej. Pozostałe postacie jak Dee, Dawson czy Blake są zepchnięte na odległy plan. Wspominane przy okazji. Czasem na siłę jakby autorka chciała ich wcisnąć do historii, ponieważ dawno się nie pojawili. Nie wiem co tknęło Armentrout do takiego obrotu sprawy, ale na pewno nie było to nic dobrego. Książka wiele na tym straciła. Stała się monotonna. Ciągle tylko Daemon i Katy. Katy i Daemon. Jakby wszyscy inni nagle zapadli się pod ziemie. A sami główni bohaterowie stracili gdzieś swój pazur. Ona wróciła z powrotem do etapu potulnej Katy, a Daemon nie zrobił nic w typowym dla siebie stylu.
Brakowało mi także odrobinę pikanterii tutaj. Wydawać by się mogło, że kiedy bohaterowie są na takim etapie, w którym dążą do zrobienia TEGO stanie się coś co przyśpieszy bicie naszych serc. Nie wiem czy to wina autorki czy może gatunku w jakim książka jest napisana. Ale odrobiną pikanterii nie zaszkodziłaby ani trochę. Za to zaserwowano nam chaotyczny opis PRZED i PO ? niewnoszący zupełnie nic. Równorzędnie mogłoby tej sceny w ogóle nie być albo najwyżej wspomniana gdzieś przy okazji.
Przyznam, że Opal mało mnie zaskoczył? do czasu. Ostatnie rozdziały wynagrodziły z nawiązką wszelkie niedogodności. Poczynając od niezwykłej niespodzianki szarmanckiego Daemona, a kończąc na niesamowitym zakończeniu, które było jednym wielki WOW. Jeśli Armentrout napisałaby w takim stylu całą tą część to była by wtedy naprawdę niesamowitą książką.
Wiele osób narzeka na okładki serii Lux. Mnie osobiście one nie przeszkadzają. Powiedziałabym nawet, że są całkiem niezłe. Jednak muszę się zgodzić z tym, że para znajdująca się na nich jest zdecydowanie zbyt dojrzała. Przedstawionych na nich mamy dwudziestoparolatków, kiedy nasi bohaterowie to zaledwie grupa nastolatków niczym nieprzypominających osoby z okładek.
Zachwycają mnie natomiast grzbiety tych książek. Są naprawdę wyjątkowe. Oddają klimat. Twórcy okładki zdecydowanie powinni postawić w całości na to.
Co mogę powiedzieć na koniec? Że mimo wszystkich tych niedociągnięć książka mi się podobała. Może największy w pływ ma na to zakończenie? Szczerze powiedziawszy nie wiem. Jednak śmiało mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie pominięcia tej części. Bez nie czułabym się niekompletna. Ze zniecierpliwieniem czekam, aż będą mogła sięgnąć po Origin.
A.
Opinia bierze udział w konkursie