Pod szyldem serii Wehikuł czasu wydawane są nagradzane lub nominowane do nagród literackich powieści science-fiction. Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać Rój Hellstroma Franka Herberta, czyli powieść również należącą do serii (recenzja tutaj), która spodobała mi się na tyle, by kontynuować poznawanie klasyków gatunku. Kiedy więc pojawiła się szansa sięgnięcia po Osę Erica Franka Russella, nawet się nie wahałam.
Osa jest krótką, bo liczącą zaledwie 220 stron, książką, jaką od początku do samego końca czyta się z ogromnym zaangażowaniem. Po raz pierwszy wydano ją w 1958 roku i ogromnie żałuję, że dopiero w tym roku została przetłumaczona na język polski.
Historia opowiada o losach perfekcyjnie wyszkolonego szpiega, Jamesa Mowryego, którego zadaniem jest bycie osą. Jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Osa to mały organizm potrafiący wywołać ogromne szkody, na przykład kiedy osa wleci do jadącego samochodu, może spowodować wypadek poprzez rozproszenie kierowcy. I w taki pokrętny sposób ma działać James. Z racji tego, że Terra prowadzi wojnę z Imperium Syrijskim, James zostaje oddelegowany na planetę wroga. Ląduje na Jaimecu, gdzie, podszywając się pod Syrijczyka, zaczyna siać zamęt.
Z początku James wykonuje luźne, lekkie, z pozoru niegroźne zadania, które po czasie mogą rozrosnąć się nawet do gigantycznych rozmiarów. Działanie pod przykrywką, zmienianie tożsamości, lawirowanie po mieście, roznoszenie ulotek, rozsiewanie plotek o powstaniu nowego stowarzyszenia Dirac Angestun Gesept - to zaledwie kilka nic nieznaczących "przewinień". A jednak skutecznie potrafią wywołać szok, zasiać strach... i wprowadzić stan wojenny?
Czy pojedyncza osoba poradzi sobie ze zniszczeniem planety zamieszkanej przez prawie osiemdziesiąt milionów jednostek wroga? Czy Jamesowi uda się wykonać zadanie? Jakie skutki wywoła skrupulatne wdrażanie kolejnych faz?
Osa Erica Franka Russella należy do tego typu książek, obok których nie wolno przejść obojętnie. Historia w sposób niezwykle dosadny pokazuje, jak jednostka - jeśli jest dobrze wyszkolona i ponadprzeciętnie inteligentna - potrafi wpłynąć na działanie kraju, ba! całej planety, co powinno być swego rodzaju ostrzeżeniem. Autor genialnie prowadzi fabułę, coraz mocniej nakręcając zarówno Jamesa do działania, jak i czytelnika do wertowania kolejnych stron z większym zapałem. Dodatkowo w książce pojawia się mnóstwo zabawnych, niemal satyrycznych fragmentów, dzięki czemu całość staje się jeszcze mocniej wyjątkowa.
Przez całą opowieść ogromnie podziwiałam Jamesa. Nie tylko za jego podejście do życia (pełen energii optymista o nieskończonej wyobraźni i niewykorzystanych zapasach humoru), ale przede wszystkim za zachowanie zimnej krwi w sytuacjach niemal bez wyjścia oraz za odwagę - sam jeden prawie bez gadania wyruszył sabotować kompletnie obcą planetę. Bez znajomych, przyjaciół, a nawet zwierzchników. Nie wiem, czy ktokolwiek inny zdecydowałby się na coś tak okrutnie trudnego.
W Osie autor ukrył pełno wyjątkowych przesłań, a drugie dna pojawiały się niemal co stronę. Książka ani przez moment nie była nudna, bowiem akcja często pędziła na łeb na szyję (w tym pozytywnym znaczeniu), zwłaszcza na ostatnich pięćdziesięciu stronach.
Jedyne, co mnie nie przekonało, to samo zakończenie. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego, dlatego otrzymując nieoczekiwane, poczułam zawód. Do tego stopnia duży, że w przeciągu sekundy ze złości miałam ochotę cisnąć książką w kąt. Dopiero po paru dniach, kiedy przemyślałam sprawę na spokojnie, stwierdziłam, że jednak autor trafił w sedno. Co nie zmienia faktu, że pierwsze emocje pozostały ze mną na długo i wpłynęły na ostateczny odbiór powieści.
Oczywiście, mimo zakończenia, Osę polecam. Historia rozbawi do łez, zaskoczy do granic możliwości i bez wyjątku wciągnie. Eric Frank Russell stworzył opowieść pełną ukrytych znaczeń, a w wykreowanego głównego bohatera pchnął życie. Każdy, kto uwielbia czytać o sabotażach prowadzących do początków anarchii, o tajnych agentach czy wystrychiwaniu władz na dudka w sposób przekomiczny, będzie Osą zachwycony.