Wielu z nas przynajmniej kojarzy perypetie zmutowanych żółwi, które mieszkają w kanałach, opanowały różne sztuki walki, a na co dzień stają w obronie Nowego Jorku. Wojownicze Żółwie Ninja to dzisiaj klasyk, który stanowi rozrywkę dla milionów osób na całym świecie. Zastanawialiście się jednak kiedyś jak mogłyby zakończyć się ich przygody? W niezwykle oryginalny, mroczny i klimatyczny sposób jedną z wersji odpowiedzi na to pytanie daje nam komiks Wojownicze Żółwie Ninja: Ostatni Ronin.
Akcja komiksu zabiera nas do bliżej nieokreślonej przyszłości. Szybko poznajemy smutną prawdę. Nowy Jork został opanowany przez złowrogie siły klanu Stopy. Ich dominacja nie ma sobie równych w takim stopniu, że nie zdołały im się przeciwstawić nawet Wojownicze Żółwie Ninja. Tylko jeden z nich przeżył i po rodzinnej tragedii, intensywnych treningach powraca by po raz ostatni stawić czoła przeciwnikom.
Już na samym początku dostrzegamy, że nie będziemy mieli tu generalnie do czynienia z charakterystyczną dla komiksów Petera Lairda i Kevina Eastmana mieszanką humoru, przygody i kolorytu. Wojownicze Żółwie Ninja: Ostatni Ronin to bowiem ich najmroczniejszy i najpoważniejszy komiks, dający czytelnikowi bardzo ciekawe spojrzenie na świat tytułowych bohaterów, w którym ci odnieśli porażkę. Tym samym jest to prawdopodobnie najbardziej oryginalna historia z tego uniwersum, co samo w sobie zachęca do lektury.
W komiksie spodobało mi się wiele elementów. Jednym z najciekawszych rozwiązań zastosowanych przez twórców jest fakt, że przez dłuższy czas nie wiemy kim tak właściwie jest nasz główny bohater. Nie nosi on już bowiem charakterystycznych dla żółwi ninja kolorów, a komiks nie daje nam wskazówek co do jego tożsamości. Poza tym, to nie jest już ten sam bohater co przed laty, co utrudnia nam jego identyfikację. Byłem niezwykle zaskoczony, gdy okazało się, że jest nim Michaelangelo, który przecież uważany jest bodaj za najbardziej komediowy element zespołu, bohatera zawsze mającego coś zabawnego do powiedzenia.
Kolejnym plusem komiksu jest pojawienie się innych postaci z przeszłości. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się April O?Neil, ale ta też się zmieniła. Nie licząc jej wieku, bo o tym w przypadku pań nie rozmawiamy, przekonujemy się co straciła i o co może jeszcze walczyć. Kojarzymy ją w końcu jako pakującą się w kłopoty dziennikarkę, którą bohaterowie najczęściej muszą ratować. Tutaj jest matką, wojowniczką, liderką ruchu oporu, a przede wszystkim twardą kobietą.
W pomysłowy sposób twórcy komiksu Wojownicze Żółwie Ninja: Ostatni Ronin wykorzystali retrospekcje, w których pojawia się pozostała trójka żółwi oraz ich mistrz Splinter. Nie zarzucają nas historią tego co doprowadziło do przejęcia władzy przez klan Stopy za jednym zamachem. Kawałek po kawałku odsłaniają przed nami kolejne elementy tej układanki. Fani komiksowej serii z pewnością docenią również fakt, że gdy Michaelangelo opowiada o swojej drodze do powrotu do miasta, ilustracje w pewnym stopniu stylistycznie nawiązują do pierwszych zeszytów o przygodach żółwi.
Ilustracje z jednej strony są bardzo szczegółowe, dynamiczne i pełne koloru, a z drugiej naprawdę łatwo śledzi się dzięki nim historię. Nie ma się poczucia, że pod kątem wizualnym komiks jest przekombinowany czy przeładowany rysunkami. W szczególności imponujące są sekwencje akcji, których twórcom komiksu mogą wszyscy pozazdrościć. Choć jest on miejscami naprawdę krwawy i brutalny, to Wojownicze Żółwie Ninja: Ostatni Ronin nie przesadzają pod tym względem i nieco młodsi czytelnicy spokojnie mogą sięgnąć po ten tytuł.
Imponujący jest również futurystyczny wygląd Nowego Jorku. Mamy tu nowoczesne technologie, które kontrastują z mrokiem i brudem drobnych uliczek. Świetnie prezentuje się cała destrukcja jaką przynosi ostateczna walka dwóch stron, a całość została niezwykle zręcznie pokolorowana i ożywiona. Do tego ilustracje doskonale podkreślają emocjonalną warstwę komiksu, towarzyszące jej tragedie i śmierć bohaterów.
Wojownicze Żółwie Ninja: Ostatni Ronin to według mnie wspaniała propozycja dla każdego fana serii. W zasadzie narzekać można jedynie na głównego złoczyńcę, ale wynika to z faktu, że komiks zdecydowanie bardziej koncentruje się na Michaeluangelo razem z całym jego bagażem doświadczeń i po prostu nie ma tu wiele miejsca na odpowiednie przedstawienie lidera klanu Stopy. Poza tym historia jest wciągająca, dynamiczna, barwna i pełna emocji. Akcja zwala z nóg, dramaty potrafią przyprawić o łzy, a finał komiksu jest iście spektakularny. Większej zachęty do lektury chyba nie potrzeba.
Opinia bierze udział w konkursie