"Ostatnia odyseja" to kolejny tom serii SIGMA Jamesa Rollinsa. Jak zwykle była to fantastyczna przygoda z ulubionymi bohaterami. Dla mnie ten właśnie tom był wyjątkowo wciągający, ponieważ na pierwszym planie jednego z wątków pojawił się mój faworyt - Joe Kowalski - a fabuła została oparta po części na greckiej mitologii, którą również lubię.
Na Grenlandii naukowcy natrafiają na uwięziony w lodzie statek sprzed wielu lat. Na miejsce zostaje wezwana archeolog Elena Cargill, która rozpoznaje w artefakcie arabski statek z dziewiątego wieku. Na dau zostaje odkryty tajemniczy ładunek, którego naukowcy nie potrafią na razie zidentyfikować. Jedno jest pewne, nie jest bezpieczny, za to pożądany przez innych poszukiwaczy. Badania nad znaleziskiem zostają brutalnie przerwane przez złoczyńców, którzy napadają na ekipę naukowców, uprowadzając Elenę.
Ponieważ doktor Cargill to córka ważnego senatora, Painter Crow otrzymuje telefon od samego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Sigma znów musi ruszyć na pomoc, a jak okaże się z czasem, nie będzie to łatwe zadanie. Tym razem bowiem nasi bohaterowie staną oko w oko z czeluściami mitycznych piekieł.
W warstwie obyczajowej towarzyszymy Seichan i Grayowi w pierwszych miesiącach rodzicielstwa, a także obserwujemy uczucie rodzące się powoli między Kowalskim a Marią. Jest to idealna odskocznia od pędzącej chwilami na łeb na szyję akcji.
Dialogi i sceny z udziałem mojego ulubieńca jak zwykle iskrzą humorem w jego niepowtarzalnym stylu.
"- Ale skąd możemy być pewni, że Hunajn popłynął na południe, szukając kontynuacji granicy afrykańsko-eurazjatyckiej?
- Po pierwsze, nazwa Feakowie. Pochodzi od greckiego rdzenia Phaios, czyli "szary".
- A ja myślałem, że od faka - mruknął Kowalski".
Kowalski może nie jest najmądrzejszym członkiem wojskowej agencji DARPA, ale za to ma największe serce i potrafi poświęcić się dla przyjaciół. I jest geniuszem, jeśli chodzi o rozwalanie wszystkiego, co można roznieść w pył. Tak, w tym jest najlepszy.
Może i jest trochę schematycznie, bo po raz kolejny mamy tajemniczą sektę, która bruździ naszym bohaterom, a także zagadkę sprzed wieków do rozwiązania i, rzecz jasna, ciągłe pościgi i strzelanki, ale to właśnie w tej serii kocham najbardziej! Dla mnie to, co może być postrzegane jako schemat jest po prostu znakiem rozpoznawczym tego cyklu i stylem pisarza. W każdej powieści zagadka jest inna, a autor naprawdę nieźle się nagłówkuje, żeby pogmatwać fabułę i nie spalić konceptu na samym początku. Wbrew pozorom łączenie fikcji i prawdy nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Wszelkie poruszone w powieści tematy są na zakończenie wyjaśniane w nocie od autora, więc dowiadujemy się ostatecznie, co było prawdą, a co fikcją.
Zdecydowanie polecam całą serię. Warto czytać książki po kolei, ponieważ oprócz wątku głównego mamy obyczajowe tło, dzięki któremu poznajemy bliżej bohaterów i stają się nam oni bliżsi z każdym kolejnym tomem. "Ostatnia odyseja" to piętnasta część, ale gwarantuję Wam, że jeśli ten gatunek przypadnie Wam do gustu, nawet nie zauważycie, kiedy połkniecie je wszystkie.
Opinia bierze udział w konkursie