- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.histerycznym śmiechem, rozlewając przy tym kawę. Dawno niepranemu obrusowi w słoneczniki było obojętne, że przybyła mu następna plama. Córki już go nie odwiedzają; starsza mieszka gdzieś nad morzem, za rybaka się wydała i całkiem dobrze jej się wiedzie, młodsza uciekła z domu jak miała niecałe siedemnaście lat i podobno pracuje w jakimś burdelu należącym do rugbistów z Trójmiasta. Ważne, że ma pracę, całkiem niezłą, zarobi na siebie, a może i co odłoży. Twarze córek ostatni raz zamajaczyły mu jak przez firankę, dwa lata temu, przy szpitalnym łóżku, gdy leżał połamany po wypadku. Wcześniej starsza nawet co drugi tydzień była; ryb przywiozła, placków ziemniaczanych nasmażyła, zasłony wyprała, kuchnię ogarnęła. Teraz się nie , dobrze wie dlaczego. Nie przyjedzie dopóki on pije. Ale jak tu nie pić z tej samotności, ciągłego wkurwienia i rozdygotania całego organizmu. Wie, że córka co jakiś czas dzwoni do koleżanki we wsi, z którą podstawówkę kończyła, i ta wszystko o nim jej wyklepie. Po szpitalu była raz, ale do chałupy nie dojechała. Natknęła się na niego na leśnej drodze, na której spał zalany w pestkę; mało brakowało by przejechała mu po nogach. Stanęła nad nim, popatrzyła z politowaniem, pokiwała głową i odjechała z piskiem opon. Gdy obudziły go krople deszczu, ujrzał obok siebie plastikową reklamówkę z kilkoma kilogramami wypatroszonych fląder. Smażył je potem dwie godziny i coś gadał sam do siebie. Czasem chce się skomleć, albo i wyć z tej pustki i beznadziei. Usłyszał dobiegające zza lasu głosy żurawi. Wkurwiały go co najmniej od tygodnia. Wrzeszczą i wrzeszczą jebane, bez sensu całymi dniami. Przypomniał sobie, że zanim trafił wczoraj do Krefta z dwiema butelkami wiśniowego wina, wziął w sklepie na zeszyt również pół kilko boczku. Gdzie on kurwa jest? Przetrząsnął wszystkie szafki i zakamarki w kuchni, nigdzie go nie było. Pewnie zostawił u Krefta, albo zgubił po drodze, bo Kreftowa chyba mu nie zwędziła. Nie pamiętał drogi powrotnej. Nic, a nic. Bolały go żebra i nadgarstek, więc albo pobił się z kumplem, albo w drodze do domu leżał na ziemi parę razy. Sądził, że raczej to drugie, bo spodnie miał upieprzone błotem. Z Kreftem pracowali kilkanaście lat jako pilarze. Równy z niego chłop; wino owocowe za jedną przyssaniem wypija. Był chrzestnym jego starszej córki. Gdy popili, często się kłócili, zwykle o pierdoły, podskakiwali jak czupurne koguty, wykrzykując oskarżenia i przekleństwa, lecz do bójki nigdy nie dochodziło. Co to, to nie. Zresztą żona Krefta, duża i silna kobita, że przy zrywce za kobyłę mogła by robić, nigdy by do tego nie dopuściła. Zajechali swoje zdrowie przy tej robocie, i to mocno, nie da się ukryć. Harowali jak tępe muły, w spiekoty, ulewy, śnieżyce. Las płakał, jęczał i stękał od padających świerków i sosen; ich piły zawodziły w kilku płaczliwych tonacjach od wczesnego rana do popołudnia, nierzadko dłużej jak trzeba było plan wyrobić, a trzeba było prawie zawsze. No i dorobili się choroby zawodowej, którą lekarze nazywają zespołem wibracyjnym. Do tego doszedł reumatyzm, zwyrodnienie stawów, schorzenia kręgosłupa oraz początki boreliozy. Obydwaj wylądowali na rencie, a renty jakie są, wiadomo. Chlali często i ostro, co na pewno nie pomagało w leczeniu schorzeń. Zresztą kto by się leczył, lekarstwa są drogie i jeszcze trzeba wydać na autobus do miasta, prawie tyle co na trzy piwa, a z powrotnym to i na sześć by wystarczyło. Gdy pracowali, comiesięczna dwudniowa popijawa była przy wypłacie; zrzucała się cała brygada i szef jechał autem do sklepu. Przywoził skrzynkę wódy, skrzynkę wina i skrzynkę piwa. Pili do upadłego, zasypiali przy ognisku, budzili się, wymiotowali, oddawali mocz i znowu pili. Kiedyś ocknął się koło południa; siąpił deszcz, ognisko ledwie się tliło, kilku kumpli już nie było, kilku innych wciąż spało na trawie, owiniętych kocami i pelerynami. W kieszeni wymacał portfel; kasa się zgadzała, oprócz tego, co dał na zrzutkę. Z trudem dźwignął się na kolana i mętnym wzrokiem ogarnął pobojowisko. Bał się myśleć o powitaniu jakie zgotuje mu Beza gdy doturla się do domu. To, że lodówka od dwóch dni pusta to chuj, najgorsze, że jego piękna nie ma kawy ani fajek. Bez tego była nie do życia; ciskała jobami, wierciła się, nabuzowana i nerwowa jak zapchlona suka. Gdy wczoraj rano wychodził do roboty, ostrzegała go, aby nie zalał pały, a wracając kupił kawę i fajki. W jednej ze skrzynek dojrzał dwie pełne butelki wódki i jedną napoczętą. Sięgnął po nie; dwie ukryje gdzieś po drodze, najlepiej w jakiejś dziupli, a napoczęta będzie dla Bezuni. Pociągnął spory łyk i zataczając się obrał kierunek w stronę wioski. Kupi tę pieprzoną kawę i fajki, a sobie musowo piwo, albo dwa.
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Kategoria: | Literatura piękna, Powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | marpress |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Wymiary: | 135x205 |
Liczba stron: | 120 |
ISBN: | 9788375281354 |
Wprowadzono: | 29.06.2018 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.