PREMIERA:
20 stycznia
Czasem już na starcie dostaje się słabe karty, a potem tylko życie dorzuca kolejne mierne. Okazje okazują się zupełnie czym innym, to, co miało być szansą jest tylko okrutnym żartem. Jednak nawet w tak ponurym świecie niekiedy wkrada się promyk światła, rozświetlający na trochę mrok i zapadający w pamięć na lata. Czas biegnie, a los przewrotnie daje szanse, które w innych okolicznościach byłyby kolejnymi znaczonymi kartami, ale w tym otoczeniu stają się jedynymi w swoim rodzaju jokerami. Wystarczy tylko zagrać vabank z przeznaczenie!
Imiona czasem nawet w ułamku nie oddają charakteru osób, jakie jej noszą. Emma Jean i Tristan wiedzą o tym doskonale, oboje żyją poza systemem, w jakim powinni mieć szczęśliwe dzieciństwo i popełniać, mniej lub bardziej, młodzieńcze błędy, oczywiście pod czujnym okiem opiekunów. Oboje szybko musieli dorosnąć, pod niewinnymi imionami kryją się młodzi ludzie z bagażem doświadczeń, jaki byłby trudny do uniesienia dla kogoś kilkukrotnie starszego. Spotykają się przypadkowo, w tym dniu ON dostaje coś, czego się nie spodziewał i to dwukrotnie. Natomiast ona jest po prostu sobą, lecz również nie odchodzi z pustymi rękoma, w przenośni i dosłownie. Zapadają sobie w pamięć, chociaż przeznaczenie napisało dla nich dość pokrętne scenariusze. Kiedy się spotykają się nie są już tacy sami, chociaż czy na pewno? Złodziejka i zabójca. Niewinność dawno za nimi albo tak się im wydaje, ona nie jest już dzieckiem, a ON nastolatkiem, zbyt wiele widzieli, zbyt dużo zrobili, by teraz móc tylko cieszyć się z ponownego spotkania. W ich świecie uczucia oznaczają słabość, a ta na pewno zostanie wykorzystana w najbardziej bolesny sposób. Czy mają jakąkolwiek szansę na wspólną przyszłość. Nie, ale to ich nie powstrzymuje, za nimi przeszłość, kiedy nie wiedzieli jak potoczyły się ich losy, teraźniejszość naznaczona ciągłym lękiem przed atakiem, lecz i wspólnymi chwilami wykradzionymi fatum. Jaka będzie ich przyszłość? Jedno tylko jest pewno, miłość przyszła w najgorszej chwili, ale dała im coś, czego nie spodziewali się. Czy będzie to chwilowe?
Pełne iluzje baśnie wszyscy znamy, te disnejowskie i hollywoodzkie pokazują wygładzoną wersję. ?Perversion? bardziej przypomina ich pierwotne wersje, gdzie dobro oraz zło miało wiele twarzy, tak, że czasem trudno było je rozróżnić. Autorka nie zakłamuje rzeczywistości, odziera ją z iluzji, robi z niej tło dla bohaterów, którym daleko do miana niewinnych. Mroczna atmosfera narasta, wciąż przypomina w jakim świecie toczy się ta historia, nie pozostawia złudzeń, że nagle nastąpi przełom i od razu pojawi się napis ?żyli długo i szczęśliwie?. W tej książce jedno i drugie brzmi dość szyderczo, bo walka o każdy kolejny dzień jest powszedniością, a coś takiego jak szczęście pozostaje marzeniem, jakie ma mniejsze szansę na urzeczywistnienie niż trafienie szóstki w totku. Jednak wbrew wszystkim i wszystkiemu jest promyk rozświetlający tę historię, jaki nie znika, nawet jeśli mrok wydaje się przybierać coraz ciemniejsze barwy. Czy miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko? Nie, lecz ludzie czasem tak, zwłaszcza gdy do stracenia mają już tylko siebie samego, bo cała reszta jest tymczasowa i przynosi z sobą jedynie śmiertelne zagrożenie. T.M. Frazier stworzyła postacie, jakie wydają się mieć tragizm wpisany w DNA, jakąkolwiek podjęliby decyzję i tak dosięgają ich brutalne macki przeznaczenia, a krótkie chwile szczęścia tylko podkreślają tragizm. Gdzie w takim razie jest miejsce na nadzieję? W momentach kiedy główni bohaterowie stają do walki o coś, co może zranić ich śmiertelnie, lecz warte jest takiego ryzyka. ?Perversion? to opowieść pod wysokim napięciem od początku do końca, nawet można powiedzieć, że zakończenie pierwszego tomu sprawia, że przeczytanie kolejnej części staje się pozycją na liście ?koniecznie trzeba to zrobić?.