Zamachy terrorystyczne od lat zmieniają świat ale i życia pojedynczych jednostek. Choć nie sposób myśleć o wszelkich zagrożeniach na co dzień to jednak każdy jest ich świadom, a wraz z rozwojem techniki i komunikacji wszelkie ataki mogą przybierać bardziej wyszukane formy. Lecz są też ludzie, którzy nie tylko znają ten świat od podszewki ale i próbują zapobiec różnym atakom.
I właśnie takim człowiekiem jest Pielgrzym, człowiek tak naprawdę bezimienny. Pracując dla rządu zmieniał swoją tożsamość jak rękawiczki i niewiele jest osób, które pamiętają jego prawdziwe dane. Może być Scottem, Jacobem, Eddy`m, Peterem- to bez różnicy, dostosowuje się do potrzeb. Nie ma rodziny, rodzice, którzy go adoptowali nie żyją, może być duchem i w większości tym właśnie jest dla systemu. Umysł ma cięty niczym brzytwa, myśli nieszablonowo i jest świetny w wyprzedzaniu wydarzeń oraz planowaniu, co w całokształcie pozwala mu być geniuszem w swojej dziedzinie. Lecz przecież miał uciec od tego życia, spędzać spokojne dni na wczesnej emeryturze i być może w jakiś sposób się ustatkować. Jednak chyba od tej adrenaliny nie da się uciec, podobnie jak nie da się odmówić niektórym prośbom o wsparcie.
"Pielgrzym" to potężna lektura na co najmniej kilka dni, poprowadzono bardzo szczegółowo, obrazowo i wielowątkowo. Nie jest to lektura "na raz", to pełnokrwisty thriller, w którym nic nie jest pewne, a świat w który wrzucony zostaje czytelnik jest utkany z niezwykłą precyzją, przez co zwyczajnie pochłania. Jest miejsce i na akcję i na brutalne sceny i na intrygi budzące podziw i na strach ale też i na dobitne opisanie rzeczywistości, w której w danej chwili znajdują się bohaterowie. Narracja jest prowadzona dwutorowo, tytułowy Pielgrzym prowadzi ją w pierwszej osobie, natomiast jego główny (choć nie jedyny) cel, Saracen, ukazuje nam swoją rzeczywistość w trzecioosobowej narracji. Zabieg ten jednak nie przeszkadza w odbiorze powieści, wręcz przeciwnie, pozwala nam poznać różne wydarzenia przy łatwym rozróżnieniu światów, w którym się znajdujemy. Bo nie da się ukryć, że obaj bohaterowie pochodzą ze zgoła odmiennych rzeczywistości, a jednak ich ścieżki nieoczekiwanie w pewnym momencie się spotykają. Autor wielokrotnie zaskakuje zarówno niezwykłym umysłem, w którym rodzą się pomysły na takie, a nie inne poprowadzenie powieści jak i tym, że pomimo objętości nie gubi wątków i wszelkie poruszane kwestie prowadzi do końca. Genialnie oddaje też różnice kulturowe, odmienne style życia prowadzone w innych zakątkach świata czy też funkcjonowanie zarówno umysłu terrorysty czy zabójcy jak i człowieka, który swoje życie oddał w służbie ojczyźnie. Poruszone tematy związane z terroryzmem perfekcyjnie oddają ludzkie odczucia ale i konsekwencje, z którymi mierzą się ci, których jakiekolwiek zamachy dotknęły, choć w tej książce akurat największą rolę gra atak na WTC w Stanach Zjednoczonych. Hayes umiejętnie wskazuje także jak stosunkowo łatwo może dojść do kolejnej tragedii dla ludzkości zachodu, jeśli nie będziemy ostrożni. Choć powieść ma ponad siedemset stron nie a w niej czasu na nudę, a miłośnicy gatunku z pewnością w niej zatoną, tylko po to, by potem tonąć już jedynie w zachwytach po ukończeniu lektury.
Opinia bierze udział w konkursie