Powiedzieć, że słowa mają moc, to NIC nie powiedzieć. Ilekroć słowa objawiają się w wielkiej masie, zaczynają stwarzać i przekształcać rzeczywistość, budując ją na nowo z elementów wyobraźni piszącego. W mnogości siła ? tym bardziej należy zatem podziwiać umiejętność tworzenia form krótkich, objawiających te same właściwości.
Czy Marta Kisiel umie tworzyć formy krótkie ? a mówiąc wprost: pisać opowiadania? Sama Autorka twierdzi, że niekoniecznie. Ja mam nieskrywaną przyjemność nie zgodzić się z Nią, przedstawiając w formie dowodu wydany przez Uroboros zbiór "Pierwsze słowo", który trafi na półki księgarń 17. października (czyli, z perspektywy mnie piszącej, za tydzień z małym haczykiem). Na przestrzeni jedenastu opowiadań, zarówno nawiązujących do stylistyki znanej z dłuższych form pióra Au/łtorki, jak i niespodziewanych wycieczek w kierunku innych odmian gatunku zwanego roboczo fantastyką, z pewnością uda Wam się ocenić, jak też przemawiają do Was te krótsze, bardziej skondensowane formy.
Dla tych, którzy niechętnie wychodzą z raz zagarniętej strefy komfortu, mam znakomite wieści: "Pierwsze słowo" zawiera zarówno "Dożywocie" (opowiadanie, od którego tak wiele się zaczęło?), jak i nagrodzoną Zajdlem (Ałtorka nie umie w opowiadania, tak?...) "Szaławiłę", pierwotnie dołączoną do drugiego wydania powieściowego "Dożywocia": oto odpowiedź na bolączki tych, którzy, nabywszy ongiś wydanie pierwsze, nie planowali kupować drugiego ? a "Szaławiłę" mieć w wersji papierowej pragnęli.
Dla tych, którzy strefę komfortu opuszczają raczej chętnie, poszukując nowych doznań i bodźców, mam równie wspaniałe wieści: w "Pierwszym słowie" czekają na Was opowiadania spod znaku (między innymi) horroru, wiktoriańskiej opowieści grozy, pastiszu gatunkowego, przetwarzania motywów znanych z mitologii ? a przypominam, że to wszystko w ramach zaledwie JEDENASTU utworów, szczupłych objętościowo, acz pojemnych znaczeniowo.
Nie będę Wam polecać konkretnie któregoś z opowiadań, ponieważ rozpiętość gatunkowa między nimi jest, jako się rzekło, znaczna - a ilu czytelników, tyle opinii, i najlepiej będzie, jeśli sięgniecie po Pierwsze słowo i wyrobicie sobie na jego temat własne zdanie. Natomiast gdybym miała wybrać subiektywną Świętą Piątkę (nie dało się zawęzić do trzech, nie i już) spośród zawartych w zbiorze opowiadań (czytanych przeze mnie premierowo...), wyglądałaby ona mniej więcej tak:
Tytułowe "Pierwsze słowo" - o którym myślałam, że (krótkim będąc) niczym mnie nie zaskoczy, a skończyłam lekturę cała roztelepana, ze szczęką spoczywającą miękko na podołku. "Przeżycie Stanisława Kozika" - w ramach autorefleksji, i próby uchronienia się przed podobnym losem. "W zamku tej nocy..." - ponieważ Ałtorka znakomicie bawi się tutaj konwencją, a Jej upodobanie do romantyzmu owocuje tu w sposób piękny i perfidnie złośliwy zarazem. "Miasto motyli i mgły" - najpierw nie wiedziałam, o co chodzi, a potem żałowałam, że nie zrobiła się z tego pełnowymiarowa powieść, i że nie dane mi było dowiedzieć się więcej o przedstawionym tutaj świecie i ramach, w jakich funkcjonuje. "Rozmowa dyskwalifikacyjna", podstawowy tekst, jaki powinno się dawać do przeczytania początkującym autorom fantastyki. I wreszcie - "Nawiedziny", za pewne nawiązanie popkulturowe, które wyraźnie pokazuje, żeśmy są z Ałtorką z jednego rocznika, i wyrastałyśmy na tych samych serialach. Ot, rzekłam.
I co jeszcze mogę rzec? Na pewno znacznie poszerzyłam swój sposób myślenia o Marcie Kisiel oraz uprawianej przez Nią literaturze. Ucieszyłam się ze spotkania z ulubionymi bohaterami, i poznałam nowych, z którymi chętnie spędziłabym więcej czasu. Wreszcie - ostatecznie i nieodwołalnie nie zgodziłam się z Autorką-Ałtorką: Marta Kisiel opowiadania pisać potrafi, i oby robiła to jak najczęściej.
Z poważaniem, oczekując na kolejny zbiorek - Wróżka Klonowa.