Sienkiewicz XXI wieku?! Czyli "Piosenki o dziewczynie" Chris Russell...
Książki o zespołach, karierze muzycznej i wszystkim, co się z nimi wiąże zawsze mnie do siebie przyciągały. Myśląc ile osób jest zaangażowanych w pracę nad boysbandem, możemy sobie oszacować, że na pewno jest to liczba dwucyfrowa. Zwyczajowo czterech chłopaków na scenie, fotograf, makijażysta, reżyser, dźwiękowiec, manager, autor piosenek... A to tylko te najbardziej podstawowe zawody. Chcąc opisać karierę, bądź strefę uczuciową wszystkich, wyszłaby nam z całą pewnością trzydziestotomowa saga. Co prawda ja na pewno bym przeczytała, w końcu każdy tom skupiałby się na czymś całkowicie innym... Wracając do tematu, to właśnie dlatego także sięgnęłam po Piosenki o dziewczynie.
Jeśli napisałabym, że język użyty w książce jest młodzieżowy, to moglibyście mnie posądzić o naciąganie prawdy, tudzież kłamstwo. On nie tylko jest młodzieżowy. Tak mocno i dobitnie użyty, z wielkim zaawansowaniem słownictwa - z całą pewnością może zostać nazwany slangiem. Co przez to rozumiem? Gdyby osoba pełnoletnia, która nie ma styczności z dzisiejszymi nastolatkami, spróbowała przeczytać omawianą powieść, to podejrzewam, że byłoby to dla niej niczym czytanie w innym języku. Ja sama mam szesnaście lat, czyli zaliczam się do grupy wiekowej, do której książka została skierowana, a czasem i tak musiałam przysiąść, mrugnąć kilka razy i pomyśleć, o co chodziło w danym zdaniu. Bohaterowie dzięki temu nabyli trochę autentyczności. Ich kreacja musiała zająć sporo czasu, bo nie mam żadnej wątpliwości, że osoby podobne do nich rzeczywiście istniały. Cóż, przedstawienie infantylnych nastolatek nie jest strasznie trudną do zrozumienia rzeczą, ale dało mi do myślenia.
Teraz wypadałoby wytłumaczyć się z tytułu posta. Jeżeli chodzi o zestawienie tych dwóch autorów - pana Russela i pana Sienkiewicza to śmiem twierdzić, że ich literatura pod względem językowym jest podobna. Przeciętny człowiek będzie miał takie same problemy ze zrozumieniem w obu przypadkach z tą różnicą, że naprawdę ciężko jest porównywać te książki. Śmiem wątpić, czy jakikolwiek krytyk literacki podjąłby się tego zadania. Najprawdopodobniej stwierdziłby, że to oczywiste, że Krzyżacy oczywiście są lepsi, chociażby z powodu wkładu w naszą historię. Ja temu absolutnie nie zaprzeczę, nawet gdybym chciała to obawiam się, że nie mam odpowiedniego wykształcenia, a poza tym sama jestem ku temu stwierdzeniu przychylna.
Chociażby dlatego, że jak język był w stanie mnie do siebie przekonać, tak interpunkcja już nie zdołała. Oczywiście w tekście ciągłym wszystko jest w porządku, jednak kiedy dochodzimy do przedstawienia rozmowy SMS-owej zasypuje nas nadmiar znaków interpunkcyjnych. Gdyby to się zdarzyło raz, bądź dwa razy to podejrzewam, że nie byłoby o czym pisać. Niemniej kiedy już mi się zaczęło niedobrze robić od ciągłych ??? lub ?!! to wydaje mi się, że warto na to zwrócić uwagę.
Jeśli zaś chodzi o zalety to zdecydowanie należy do nich trójkąt miłosny, który bardzo przypadł mi do gustu. Może zabrzmi to niezbyt wiarygodnie, ale od dawna nie spotkałam takiego... staromodnego wątku. Jest delikatny, swobodny i taki... uroczy, jeśli mogę w ogóle tak napisać. Co prawda póki co wybór głównej bohaterki nie podchodzi mi do gustu, jednak jestem cierpliwa, zmieni zdanie. Musi!
Podsumowując, wydaje mi się, że książka nielicznych w sobie rozkocha. Zdecydowanej większości nie poruszy, będzie to jedynie książka na miły wieczór. Niestety na pewno znajdą się też osoby, którym język nie przypadnie do gustu do tego stopnia, że cała książka zostanie spisana na straty. Ja należę do tej drugiej kategorii i dam 6/10.
Przeczytaj całą recenzję, wzbogaconą ...
Opinia bierze udział w konkursie