- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023., bo wiedziałem, że nazajutrz zobaczę Beńka. Rankiem wstałem i umyłem twarz zimną wodą. Nastał słoneczny dzień w tym tygodniu wiosny, gdy białe kłaczki nasion fruwają po ulicach i zalegają na chodnikach, a poranne światło jest rzęsiste, prawie oślepiające. Wciągnąłem sięgającą do kostek białą komżę ze sztywną lamówką. Trudno mi było się poruszać. Musiałem zachować wyprostowaną postawę i powagę mnicha. Wcześnie poszliśmy do kościoła i stanąłem na schodach z widokiem na ulicę. Wymijały mnie pośpiesznie całe rodziny, dziewczynki w wiankach i białych sukienkach obszytych koronką. Ksiądz Kłaszewski, w długiej szacie wyszywanej złotą nicią, z czerwonymi rękawami, trwał na posterunku, rozmawiał z grupką przejętych rodziców. Byli wszyscy oprócz Beńka. Rozglądałem się za nim w tłumie. Zabiły kościelne dzwony, dając znak do rozpoczęcia uroczystości, a ja miałem pustkę w sercu. - Chodź, skarbie - powiedziała babcia, chwytając mnie za ramię. - Zaczyna się. - A Beniek? - Na pewno jest w środku - odparła poważnym tonem. Wiedziałem, że kłamie. Pociągnęła mnie za ramię, a ja nie stawiłem oporu. W kościele panował chłód i rozbrzmiały organy, gdy babcia podprowadziła mnie do Haliny, krępawej dziewczynki w koronkowych rękawiczkach i z grubym warkoczem, po czym razem, trzymając się za ręce, ruszyliśmy nawą w procesji podobnych par, chłopcy i dziewczynki, wszyscy ubrani na biało. Ksiądz Kłaszewski stanął na przodzie i zaczął mówić o naszych duszach, naszej niewinności i początkach wędrówki ku Bogu. W głowie mi się kręciło od ciężkich, gęstych oparów kadzidła. Kątem oka ujrzałem ławy wypełnione rodzinami, dostrzegłem babcię, jej siostry i mamę, wpatrzone we mnie z niezachwianą dumą. W moich palcach dłoń Haliny była ciepła i spocona, przypominała małe zwierzątko. Wciąż ani śladu Beńka. Ksiądz Kłaszewski otworzył tabernakulum i wyjął srebrną misę wypełnioną hostią. Muzyka grzmiała, organy grały donośnie i płaczliwie, chłopcy i dziewczynki ruszyli po kolei do kapłana, a on kładł nam opłatek do ust, na wystawiony język, po czym osuwaliśmy się przed nim na kolana, następnie wstawaliśmy i wychodziliśmy z kościoła. Rząd czekających przede mną kurczył się i kurczył, i wkrótce nadeszła moja kolej. Ukląkłem na czerwonym dywanie. Stare palce położyły opłatek na moim języku, suchość spotkała się z wilgocią. Wstałem i wyszedłem na oślepiające słońce, zdezorientowany i wystraszony, przełykając w ustach papkę bez smaku. Następnego dnia poszedłem do Beńka i drżącą ręką zapukałem do drzwi, dłoń spocona wbrew mojej woli. Chwilę później usłyszałem kroki po drugiej stronie, drzwi otworzyły się i zobaczyłem nieznajomą kobietę. - Czego? - spytała obcesowo. Była wielka, a twarz miała jak z pomiętego szarego papieru. Z ust zwisał papieros. Zaskoczony spytałem, świadom bezsilności własnego głosu, czy zastałem Beńka. Wyjęła papierosa z ust. - Nie widzisz wywieszki na drzwiach? - Popukała w małą prostokątną tabliczkę przy dzwonku. Widniało na niej nazwisko ,,Kowalscy" napisane dużymi literami. - Te Żydy już tu nie mieszkają. Zrozumiano? - Zabrzmiało to, jakby przepędzała kundla. - Przestań nas nachodzić, bo inaczej mój mąż sprawi ci takie manto, że popamiętasz. Zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Stałem w miejscu kompletnie osłupiały. A potem zacząłem biegać po piętrach, szukając nazwiska Eisenszteinów na wszystkich tabliczkach, naciskając dzwonki, zastanawiając się, czy nie wszedłem do niewłaściwego budynku. - Wyjechali - usłyszałem nagle głos zza lekko uchylonych drzwi. Była to kobieta, którą znałem z kościoła. - Gdzie? - spytałem z przebłyskiem nadziei. Rozejrzała się po piętrze, jakby chciała się upewnić, że nikt nie podsłuchuje. - Do Izraela. To wyszeptane słowo nic dla mnie nie znaczyło, choć jego wibrujące brzmienie miało złowrogi wydźwięk. - A kiedy wracają? Z dłonią zaciśniętą na klamce pokręciła powoli głową. - Mały, lepiej znajdź sobie kogoś innego do zabawy. Westchnęła i zamknęła drzwi. Stałem na cichej klatce schodowej i czułem przerażenie rozchodzące się od pępka, dławiące gardło, szczypiące w oczy. Po policzkach spłynęły łzy jak stopione masło. Przez długą chwilę był tylko ich piekący żar. *** Miałeś kiedykolwiek kogoś takiego, kogo kochałeś na próżno, gdy byłeś mały? Czułeś kiedykolwiek coś podobnego jak mój wstyd? Zawsze myślałem, że na pewno nie przeszedłeś przez życie tak beztrosko, jak udajesz. Ale potem zaczynam myśleć, że nie wszyscy cierpią w ten sam sposób, w istocie nie wszyscy w ogóle cierpią. A przynajmniej nie z tych samych powodów. I w pewnym sensie to nas ze sobą zetknęło, ciebie i mnie. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
książka
Wydawnictwo OsnoVa |
Oprawa miękka |
Liczba stron 264 |
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Kategoria: | Literatura piękna, Powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | OsnoVa |
Wydawnictwo - adres: | izabelasylwiabartosz@gmail.com , PL |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Liczba stron: | 264 |
ISBN: | 9788366275089 |
Wprowadzono: | 24.02.2020 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.