KTO NAPRAWDĘ POTRZEBUJE TUTAJ POMOCY?
Uwielbiam w książkach niejednoznacznych bohaterów. Takich, którzy mają zarówno zalety, jak i wady. Którzy podejmują zaskakujące, nie do końca poprawne moralnie decyzje, których wszystkie konsekwencje nie są widoczne od razu. Pokój na piętrze ma trójkę takich bohaterów. Jane, Bea, Eddie. Poniekąd jest to trójkąt miłosny, ale nie taki typowy. To bardziej toksyczna trójka osób, z których każda ma wiele do ukrycia. I to jest najmocniejsza strona tej książki. Nie będę Wam spoilerowała, bo nie chcę odbierać radości z lektury, więc napiszę tylko tyle, że każdy z bohaterów ma cały zestaw masek, twarzy i uśmiechów, które przybierają w różnych sytuacjach. I do samego końca nie wiesz, kto jest tu tym dobrym, a kto czarnym charakterem. Albo może raczej, kto z nich jest najmniejszym złem. I to jest genialne.
Kolejną zaletą jest pomysł na historię. Niby prosty, bo przecież wiele już było takich powieści, ale jednak niezwykle angażujący i intrygujący. Koniecznie chciałam się dowiedzieć, co kryje się za zamkniętymi drzwiami domu Eddiego, jaka była przeszłość Bei i przed czym ucieka Jane. To, jak wszystkie te malutkie historyjki, detale łączyły się w całość i dopełniały główną historię było niesamowite i sprawiało, że w pewnym momencie nie chciałam wierzyć nikomu. Mój umysł wewnętrznego detektywa działał na pełnych obrotach.
Była tylko jedna wada, na którą zwróciłam uwagę. Dynamika akcji, która była bardzo nierówna. Początek był spokojny, wręcz powolny, zaś pod koniec akcja zaczęła nabierać coraz większego tempa. I chociaż mnie ten tajemniczy klimat i ciekawość losów bohaterów zatrzymał przy książce, to nie każdy będzie równie cierpliwy. Ja jednak po poznaniu całości doszłam do wniosku, że mógł to być celowy zabieg. Wszystko wokół - postacie, historia - na początku zdają się spokojne, bardziej sielskie, piękne. Zaś po zagłębieniu się w to wszystko wychodzi mrok, dynamika, wady i rysy na pięknych obrazkach. Tutaj też jest tak powolnie, spokojnie, aż w końcu opada kurtyna, która zasłaniała wszystkie wady i niekontrolowany chaos przejmuje dowodzenie.
A zakończenie? Jest jednym z tych, jakie lubię. Dające pole do popisu wyobraźni. Dające odpowiedzi, ale i budzące pytania. Takie jak to w życiu bywa - otwarte na wszystko.
STRUKTURA
Książka podzielona jest na trzynaście części, w obrębie których mamy numerowane rozdziały. Na początku każdej części pojawia się imię bohatera, którego pierwszoosobową narrację otrzymamy. Ponadto, pojawiają się też retrospekcje pisane kursywą, które przedstawiane są przez obiektywnego, trzecioosobowego narratora. Taka struktura powieści sprawia, że mamy pełen obraz sytuacji, ale czy wszystkiemu możemy tak łatwo zawierzyć? Nie byłoby zabawy, gdyby wszystko było takie proste. Rachel Hawkins z wprawą potrafiła zakręcić czytelnika, wprowadzić go w klimat luksusowego osiedla Thornfield Estates i wodzić za nos, póki nie postanowiła odkryć przed nim wszystkich kart.
Ta pastelowa, słodka okładka kryje w sobie mroczną historię, ale jednocześnie idealnie do niej pasuje - w końcu nie wszystko, co z wierzchu wydaje się piękne i urocze, jest takie, gdy podejdziemy bliżej i zagłębimy się w temat.
PODSUMOWUJĄC
Pokój na piętrze to thriller wciągający swoim mrokiem, skrytym pod piękną powłoczką luksusu i bogactwa. Co jeśli dążysz do tego pięknego świata tak zaciekle, że nie zauważasz, na jakich krwawych tajemnicach jest zbudowany? Przyczepić mogłabym się tylko do zbyt powolnej akcji na początku, ale całokształt - kreacja postaci, poprowadzenie historii, zakończenie - to wszystko rekompensuje mi tę jedną wadę. I myślę, że jeśli lubicie takie zakręcone historie, gdzie każdy ma coś na sumieniu, gdzie postacie przypominają cebulki, z których ciągle ściągamy nowe warstwy, by odkryć ich prawdziwe ja, to będziecie równie zadowoleni z lektury. Ja zdecydowanie zaliczam ją do udanych.
Amanda Says
Opinia bierze udział w konkursie