Czasami czyta się coś, co jest wydawałoby się lekkie, przyjemne i zabawne. Niby nic takiego, żartobliwa powieść o codzienności. A jednak to coś zostawia potem trochę bałaganu w głowie, jakąś dziwną potrzebę wyjaśnienia tego i owego z samym sobą. To coś jest najczęściej ostrą szpilką wbitą trochę po cichu w najczulsze punkty, o których wygodnie nie myśleć, za trudno zmienić. Tak jest z "Pokoleniem Ikea. Kobiety". Druga część, która w moim skromnym odczuciu przebiła o głowę poprzedni tom autora.
Tajemniczy Piotr, trzeba mu przyznać i czapki z głów panie i panowie, pisze zaskakująco konkretnie i dobrze. Cała książka jest zbiorem opowiadań niby tylko o codzienności, ale pomiędzy wersami pisarz przemyca sporo głębszych informacji. Trafne określenia i umiejętne nazywanie rzeczy po imieniu nie jest w ogóle próbą oceniania kogo- lub czegokolwiek. To raczej fantastyczna umiejętność opisania kondycji współczesnego społeczeństwa. Naszej kondycji, niestety. A ta jest zatrważająco słaba. Wszystko, co czyta się w "Kobietach" jest jakby żywcem wyjęte z codzienności statystycznego pracownika korpo, który od czasu do czasu pozwoli sobie na odrobinę szaleństwa w postaci seksu dla sportu lub niezakręcenia butelki ze średniej jakości whisky na czas. Wszystko wydaje się zabawne do momentu, gdy ustalimy już jako czytelnicy, że ta książka nie jest o nich. Ta książka jest o nas. O mnie, o tobie, tobie i tobie. Tak samo o kobietach, jak i facetach. O tym jak życie przelatuje nam przez palce, a współczesny świat zmiksowany z popkulturą wymaga od nas rzeczy, które robi, a których do końca robić nie chcemy.
Nie jest to jednak książka w ogóle dołująca. Pomimo tego, że dotyka czułych punktów współczesnego, statystycznego Polaka z dużego miasta, to bardziej motywuje do zmiany wytykając od czasu do czasu głupotę naszych problemów, zmartwień i wyborów. A same problemy ujęte w ten właściwy dla autora, ironiczny sposób stają się trochę bardziej błahe i możliwe do szybkiego ułożenia na półce z napisem "minęło".
Warto docenić także ten "właściwy dla autora sposób", o którym piszę kilka linijek wyżej. Czytając pierwszą jego książkę, a teraz jej kontynuację mam wrażenie jakbym czytał warszawskiego Hanka Moody?ego. Gościa, który wie bardzo dużo i ma ogromną świadomość tego jak i czym żyjemy. Przy czym użycie liczby mnogiej w pierwszej osobie jest tutaj jak najbardziej wskazane, bo autor ani razu nie próbuje być poza opisywaną grupą. Świadomość tego kim jesteśmy, jest jego własną samoświadomością i sam dopisuje się do grupy lemingów, która żyje po to, by zarabiać po to, by spłacać kredyty, za które mają kupić coś, co kultura określa jako "szczęście". No może Piotr jest trochę bardziej świadomy, bo odkrył już, że to pozorne szczęście wcale nim nie jest, co nie znaczy, że nie istnieje w ogóle. Jest po prostu w trochę innym miejscu - gdzieś pomiędzy tym, co musimy, a tym kim jesteśmy w ramach zawiązania zgody z samym sobą. I o takim szczęściu właśnie jest ta książka. Bardzo, bardzo mocno polecam, bo nie powstało jeszcze nic aż tak aktualnego jak "Pokolenie Ikea. Kobiety".