Jest środek zimy a w moim mieście temperatura oscyluje w okolicach 10 stopnia Celsjusza. Cóż, taki mamy widać klimat. Od kiedy wyemigrowałam na wyspy ciągle tęsknię za prawdziwą, polską zimą, hałdami śniegu, trzeszczącym pod podeszwami lodem i oszronionymi drzewami. Tęsknię za zimowymi budami, parującym oddechem i smakiem rozpuszczonej, gorzkiej czekolady, która jest najlepsza kiedy na dworze pada śnieg. Niestety, tęsknotę muszą zastąpić radością na widok kwitnących już w styczniu żonkili oraz książkami, takimi jak "Poniżej zera", gdzie arktyczna zima wprost wciąga czytelnika. Dan Smith jest mistrzem budowania klimatu i atmosfery : chcecie lód, mróz i tony śniegu? Nic prostszego. Wystarczy pierwszych kilka rozdziałów a poczujecie to wszystko na własnej skórze. Tylko uważajcie, żeby nie zmroziło was również ze strachu, bo choć to książka przeznaczona dla nieco młodszych czytelników, to muszę przyznać, że niejednokrotnie złapałam się na nerwowym obgryzaniu paznokci. Czyżby z przerażenia?
W drodze na wakacje, samolot wiozący Zacka i jego rodzinę, rozbija się niedaleko antarktycznej bazy badawczej. To właśnie tam, kilka lat wcześniej, wysłano grupę ludzi, których zadaniem było przygotowanie się do operacji Exodus, której celem było skolonizowanie Marsa. Kiedy rozbitkowie docierają do bazy, okazuje się że jest ona opuszczona. Elektryczność nie działa, nie ma śladu mieszkańców. Szukając odpowiedzi, Zak zaczyna doświadczać niepokojących wizji, które mają związek z czymś tajemniczym i przerażającym, co ukrywa się głęboko pod lodem?
Jestem wielką zwolenniczką horrorów czy thrillerów dla młodzieży. Jak byłam mała nie miałam dostępu do takiej literatury, a rodzimi pisarze tworzyli raczej książki przygodowe w stylu Pana Samochodzika niż łagodniejsze wersje powieści dla dorosłych. Od najmłodszych już lat podglądałam przez szparę w drzwiach filmy, które oglądali rodzice. Poznałam Gremliny i Crittersy, Gwiezdne Wojny a nawet Martwicę Mózgu. Będąc nastolatką wprost rzucałam się na książki Mastertona i Kinga, żałując że mam aż tyle zaległości do nadrobienia. Pewnie większość rodziców myśli, że nasze dzieciństwo powinno być szczęśliwe i wolne od problemów. Starają się swoje dziecko otoczyć kokonem, kupić mu bezpieczeństwo i beztroskę. Niestety w ten sposób pokazują mu krzywy obraz rzeczywistości, która (jak dobrze wiemy) z delikatnością i sielanką ma mało wspólnego. Spróbujcie sobie przypomnieć wasze najmłodsze lata. Czy lubiliście się bać? Czy fascynowały was ciemne, zamknięte, tajemnicze piwnice lub strychy? A może ten lasek za płotem, gdzie coś wyje po nocach? Strach jest zdrowy. Strach nas uczy. Dlatego uważam, że thrillery i horrory skierowane do dzieci, pomagają zdrowo się rozwijać i pokazują prawdziwy obraz tego, co mamy za oknami, choć czasem w bardzo metaforyczny sposób. Książki, w których występuje "ten zły" pozwalają najmłodszym oswoić się ze strachem, ujarzmić go. Czytanie powieści, takiej jak "Poniżej zera", opowiadającej o dramatycznych zdarzeniach i gwałtownych uczuciach, będących udziałem bohaterów, uświadamia dziecku że nie ma nic złego w tym, że ono samo przeżywa takie emocje. Każdy z nas, często nieświadomie, identyfikuje się z bohaterami czytanych przez nas książek. Jeśli uda nam się wczuć w rolę tego, któremu udaje się pokonać krzywdzicieli, młody czytelnik nabierze przekonania, że i on jest w stanie poradzić sobie z wszystkimi przeciwnościami losu. Paradoksalnie czytając horrory, które napawają nas strachem nabieramy odwagi. Książka Dana Smitha znakomicie spełnia swoją rolę dydaktyczną a ponadto pokazuje gdzie przebiega granica pomiędzy ludzką wyobraźnią a rzeczywistością, łącząc elementy fikcyjne z tymi, z którymi obcujemy na co dzień. To co fantastyczne czyli : program kolonizacji Marsa, gigantyczne pająki, opuszczona baza, tajemnicze głosy jest w odpowiednich proporcjach zmiksowane z chorobą naszego bohatera (rak mózgu), kochającą się komórką rodzinną, klimatem Arktyki oraz elementami thrillera psychologicznego. Autor tworząc tę powieść science fiction wykreował ciekawego, odważnego, nad wiek dorosłego bohatera, którego celem jest nie tylko walka z tym czymś co jest w "bazie" lecz również z własnymi słabościami.
Już od początku książki narracja biegnie dwutorowo (potem przechodzi nawet w trójgłos). Naszymi bohaterami są naprzemiennie Zack Reeves oraz Sofia Diaz, najmłodsza członkini eksperymentalnego projektu Exodus. W retrospekcjach powoli odkrywamy co się stało z członkami ekspedycji i doprowadziło do wymarcia bazy. Jednak to fragmenty poświęcone Zackowi sprawiły, że włosy jeżyły mi się na karku. Ten dwunastoletni chłopiec jest bowiem bardzo oryginalnym, dziwnym i fascynującym bohaterem, jednak to co go najbardziej wyróżnia spośród innych, poznamy dopiero na samym końcu książki. Wiadomym jednak jest, że Zack słyszy głosy, dźwięki, hałasy : tik tak, tik tak... to nadchodzą one, wielkie trójwymiarowe, pająko podobne istoty. Jeśli podobnie jak ja cierpicie na arachnofobię, to książka ta będzie dla was twardym orzechem do zgryzienia. Nie dość, że panująca w niej atmosfera jest klaustrofobiczna, ciężka i zimna, to jeszcze towarzyszą nam tutaj stworzenia, których boi się większa część naszego społeczeństwa. Wraz z "pająkami" przychodzą wizje, które są głęboko zakorzenione w psychice bohatera. Punktem krytycznym , jest moment kulminacyjny, który śmiało może rywalizować z którąkolwiek z bitew z Gwiezdnych Wojen, których Dan Smith musi być wielkim fanem, ze względu na ilość odnośników. To właśnie w tej scenie spotykają się wszyscy nasi bohaterowie, być może po raz ostatni. Nie chcę zdradzać więcej szczegółów, jeszcze tylko wspomnę, że to co się dzieje w drugiej połowie książki, jest typową jazdą bez trzymanki i chyba nikt z czytelników, nie domyśli się gdzie jest ostatni przystanek. Dla mnie całość była bardzo intensywna, nieprzewidywalna, przerażająca. Jest to jedna z tych książek, które czytacie pod kołdrą przez palce, jednak jakaś niewyobrażalna siła nie pozwala wam się od nich oderwać. Jestem w stanie wyobrazić sobie zarówno dzieciaki na szkolnych korytarzach, opowiadającesobie o wrażeniach po skończonej lekturze, jak i dorosłych ludzi, członków klubów książki, dyskutujących o powieści Smitha. Myślę, że zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy, będą mieć ten sam wyraz twarzy-wyraz zachwytu.
Książka ta porusza ważny temat jakim są więzi rodzinne. Tym co mnie urzekło była relacja pomiędzy Zackiem a jego siostrą May. Z pozoru jest to typowe, wiecznie się kłócące i dogryzające sobie rodzeństwo. Rywalizują, biją się, obrażają, przedrzeźniają i "nienawidzą", lecz z drugiej strony kochają, wielbią, cenią, szanują i troszczą się. Cieszę się, że autor pokaz nam związek pomiędzy rodzeństwem ze wszystkich stron, nie zapominając przy tym o ich rodzicach. Dorośli w powieściach NA, pojawiają się niezwykle rzadko, częściej stanowią tło niż są przedmiotem fabuły. Rodzice są "passe", to starzy zgredzi, niemodni i zużyci. To wstyd się z nimi pokazywać- dorośli myślą, że tak odbierają ich dzieci. A jest to nieprawdą. Owszem matka całująca nastoletniego syna na pożegnanie przed całą szkołą jest "obciachowa" jednak taka, która zabiera na noc pod namiot do nawiedzonego lasu, jest jak najbardziej cool. Dan Smith pokazuje, że komórka rodzinna jest zdrowa tylko wtedy kiedy panuje w niej zaufanie, szczerość, otwartość i miłość.
Kolejnym ważnym tematem jest choroba Zacka. Niezbyt często książkowi bohaterowie chorują, szczególnie na raka. Zazwyczaj temat ten jest pomijany, bo jest smutny, tragiczny, brak w nim optymistycznej nuty. Kolejny raz chodzi o to by dostarczyć czytelnikom dawki szczęścia. Tym razem autor stworzył bohatera z wadami, chorego, może nawet śmiertelnie, a zarazem zrobił z niego superbohatera. Jestem w stanie wyobrazić sobie inne chore dzieci, czytające tę książkę, które dzięki postaci Zacka nabierają nadziei i odwagi, że one również będą w stanie dokonać niemożliwego. Zwalczyć chorobę, nie poddawać się.
Dan Smith napisał ciekawą, trzymającą w napięciu książkę, która choć skierowana do młodszych czytelników, zaciekawi również wyjadaczy gatunku. Muszę przyznać, że mroźny klimat Arktyki, zrobił na mnie niesamowite wrażenie.Choć zazwyczaj do czytania biorę sobie szklankę zimnego napoju i orzeszki, tak tym razem nie obyło się bez gorącej czekolady i koca, pod którym mogłam się schować. To było moje pierwsze spotkanie z tym autorem lecz z pewnością nie ostatnie. Już się nie mogę doczekać, kiedy podsunę tę książkę mojej córce. Mam nadzieję, że odziedziczyła po mnie zamiłowanie do powieści grozy. Wam również polecam, gdyż zdrowo jest się bać. Przynajmniej tak na niby.
Opinia bierze udział w konkursie