Pierwszy tom serii Willow Creek to także delikatny ukłon dla wszystkich, którzy tęsknili za Sugarloaf. Świat braci Arrowoow nadal istnieje i ma się dobrze, a łącznikiem staje się tu Jacob. Oczywiście bez obaw- jeśli ktoś nie czytał poprzedniej serii nie będzie mieć żadnych problemów z wdrożeniem się w fabułę tej książki, aczkolwiek trochę dobrej literatury kobiecej go ominie.. ;-) A kolejny cykl od niezawodnej Corinne Michaels zapowiada się naprawdę imponująco, zwłaszcza, że wiele historii rodziny Parkerson musi zostać opowiedzianych.
Jessica brała udział w katastrofie lotniczej z Jacobem Arrowoodem i wyszła z tego najbardziej poszkodowana. Nieustannie dręczą ją koszmary z wypadku, ponadto ma problemy z mówieniem, nie może wrócić do pracy, a nawet jeździć samochodem. Powrót do Willow Creek to ostatnie, czego by sobie życzyła, bowiem demony przeszłości są tam wciąż zbyt żywe. Jednak nie ma wyjścia, bo potrzebuje wsparcia i opieki rodziny, by wyjść na prostą. Regularnie korzysta z pomoc terapeutki, która stara się nie tylko ulżyć jej z traumą, której doświadczyła ale także szuka głębiej, chcąc pomóc Jess ze sprawami, które pomimo upływu lat nie zostały odpowiednio poukładane. Jessica zmieniła się od czasu swojego wyjazdu, jest bardziej wyciszona, mniej szalona, a katastrofa sprawiła, że poprzez swoje ograniczenia jeszcze bardziej się wycofuje i działa ostrożnie. Jednak jej największy problem to wcale nie dolegliwości zdrowotne, a niezaleczone serce. Serce, które nawet po tylu latach bije tylko dla jednego człowieka.
Gray osiągnął to, co zostało dla niego zaplanowane przez rodzinę- kieruje jednym z hoteli należących do dobytku Parkersonów, a pomaga mu w tym siostra Stella. Niestety, życie prywatne nie było dla niego łaskawe i mimo imponującej fortuny, pięknego domu i szerokich możliwości jest samotnym ojcem. Swoją córkę kocha nad życie i jest jego jednym promykiem światła. Niełatwe relacje z rodzicami nie ułatwiają mu niczego, podobnie jak rodzeństwo, które wolało wyjechać dalej, niż tkwić w specyficznej atmosferze Willow Creek. Może liczyć na Stellę i odwiecznego przyjaciela- Jacka, z którym dzieli także pasję strażacką. Grayson to naprawdę idealny mężczyzna, czuły, rodzinny, oddany, kochający wręcz do bólu, na którego zawsze można liczyć. Ale czy jego serce nadal bije dla tej jedynej? A może upływ czasu zmienił wszystko?
"Powróćmy do siebie" to historia nieudanej, nastoletniej miłości, która została spisana na straty przez strach. Ludzki, obezwładniający, grzebiący całą przyszłość strach. Obawa przed odrzuceniem, przed pozostawieniem była tak silna, że nie mogła wygrać nawet z miłością. Czy po 14 latach nadal można kochać? Zdecydowanie tak i Autorka udowadnia to od pierwszych stron powieści. Bardzo mi się podobało, że w większości bohaterowie byli ze sobą szczerzy i potrafili rozmawiać zarówno o przeszłości jak i niezbyt dobrze rokującej dla nich przyszłości. Samo miasteczko zostało świetnie scharakteryzowane, jako bardzo urokliwe, w którym mieszkańcy stanowią zwartą i nieco specyficzną społeczność. Cała rodzina Parkersonów jest intrygująca i choć stanowi zbiór indywidualistów to jednak patrząc na rodzeństwo można pozazdrościć im tej więzi, która ich łączy. Postaci poboczne z książki rokują świetnie na kolejne historie, gdzie będą odgrywać już główne role. A relacja Graya i Jess? Cóż, jest piękna, trudna, pełna obaw ale przede wszystkim przesyconą miłością, która przenika do głębi. Nikt, tak jak Autorka, nie potrafi pisać rodzinnych sag i ukazywać ich romantycznych perypetii. Sięgając po nią, wiedziałam, że się nie zawiodę, a kończąc ją stwierdzam, że Corinne jest moim pewniakiem, którego biorę w ciemno, jeśli potrzebuję romantycznej opowieści ze świetnie nakreśloną fabułą i częstokroć niełatwymi tematami poruszanymi w tle. Gorąco polecam!
Opinia bierze udział w konkursie