Kryminały uwielbiam właściwie od zawsze, więc gdy dostałam propozycję zrecenzowania czegoś nowego z tego gatunku, chętnie się tego podjęłam. Wprawdzie czas epidemii jakoś w moim przypadku nie sprzyja czytaniu, ale naprawdę dobra książka broni się sama. Niezależnie od warunków.
Warszawska policja znajduje ciało porażonego przez prąd mężczyzny. Wiele wskazuje na nieszczęśliwy wypadek, lecz sekcja zwłok ujawnia pewien niepokojący szczegół. Wkrótce pod kołami tramwaju ginie tancerka walcząca o odzyskanie opieki nad córką. Odnaleziona przy niej figurka boga Min kieruje dochodzenie na zupełnie nowe tory. To jednak dopiero początek serii tajemniczych zabójstw, których z pozoru nic nie łączy. Czy to możliwe, by miały coś wspólnego z eksperymentem przeprowadzanym w szpitalu psychiatrycznym i morderstwem sprzed 30 lat?
Początkowo imiona i nazwiska bohaterów trochę mi się mieszały, ale z czasem udało mi się ogarnąć sytuację. Wprawdzie wciąż pojawiał się ktoś nowy i nawet autorowi zdarzały się pomyłki, ale ostatecznie mnogość postaci wyszła tej powieści na dobre. Dzięki nim wątków było tutaj na tyle dużo, by móc wciąż czymś zaskakiwać czytelnika i skutecznie przyciągać jego uwagę, nie powodując jednocześnie poczucia przytłoczenia nadmiarem informacji.
Cały czas coś się działo, więc nie nudziłam się ani przez chwilę. Chociaż funkcjonariusze odkrywali nowe tropy, niewiadomych stale przybywało, a niemal wszystkie pytania pozostawały bez odpowiedzi. Autor do samego końca utrzymywał mnie w niepewności, podsycając ciekawość każdym, nawet najmniejszym strzępkiem informacji. Do ostatnich stron nie wiedziałam, kto za tym wszystkim stał i co nim kierowało. Takiego obrotu sytuacji zupełnie się nie spodziewałam, a to dla mnie olbrzymi plus. Kiedy udaje mi się domyślić wszystkiego już w połowie tekstu, odbiera mi to całą przyjemność z czytania kryminału.
Bohaterowie zostali wykreowani bardzo realistycznie. Funkcjonariuszom policji daleko do ideału, mają swoje wady, a błędy i życiowe upadki również nie są im obce. Dzięki nim bez problemu wczułam się w tę opowieść, a Tymon Foltyński, Rafał Trygar i Marzena Gibała szybko zyskali sobie moją sympatię. Było mi wręcz szkoda kończyć czytanie i chętnie sięgnęłabym po kolejną historię z ich udziałem.
"Poza granicą szaleństwa" to bardzo dobry polski kryminał, w którym nie brak silnych emocji, a trup ściele się gęsto. Wojciech Kulawski umiejętnie buduje akcję, trzymając czytelnika w napięciu i niepewności od początku powieści aż do jej ostatnich stron. Prowadzi go pewnie przez skomplikowaną, wielowątkową fabułę, by wreszcie zaskoczyć emocjonującym finałem. Mimo drobnych potknięć (imiona i interpunkcja), książka zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie. Miłośnikom kryminalnych historii szczerze polecam!
Opinia bierze udział w konkursie