Z początku myślałam, że "Pożoga" jest ostatnim tomem cyklu Ukryte dziedzictwo, autorstwa Ilony Andrews. Po przeczytaniu ostatniej strony wręcz nie mogłam w to uwierzyć, więc zrobiłam to, co każdy zawzięty czytelnik by zrobił - poszukałam odpowiedzi w Googlu. :) I okazało się, moi drodzy, że "Pożoga" wcale nie jest ostatnią częścią! A przynajmniej nie tak do końca. Ilona Andrews napisała (czy napisali, bo to pseudonim małżeństwa) jeszcze kilka następnych części, choć niepisanych z perspektywy Nevady, ale jej młodszej siostry, Cataliny.
Ogromnie mnie to ucieszyło, ponieważ gdybym dostała takie zakończenie całości, od razu odjęłabym punkty. Ale. Trochę zbaczam, więc wróćmy do tematu.
W "Pożodze" fabuła z jednaj strony staje się poważniejsza, bardziej brutalna, a z drugiej nadal nie brakuje w niej humorystycznych fragmentów czy wydarzeń, od których łzy aż płyną po policzkach ze śmiechu. Nevada musi podjąć decyzję, która zaważy nie tylko na jej życiu, ale także na życiu całej rodziny Baylorów. Wszak stworzenie nowego Rodu wiąże się z ujawnieniem światu doszczętnie skrywanych tajemnic...
Do agencji Baylorów zgłasza się Rynda. Kobieta potrzebuje pomocy w odnalezieniu męża, który pewnej nocy po prostu nie wraca z pracy. I nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby Rynda nie była również byłą narzeczoną Rogana.
Czy Nevadzie uda się uciec od kłopotów? Co z drepczącą jej po piętach babką, Victorią Tremaine, budzącą postrach wśród najpotężniejszych Magnusów?
"Pożoga", podobnie jak dwie poprzednie części, to książka, od której nie da rady uciec. Mimo że ją odkładasz, robisz specjalne przerwy, by nie pochłonąć na raz całej historii, by móc się nią delektować, to i tak twoje myśli krążą wyłącznie wokół Nevady i jej dalszych losów. Ostatecznie więc i tak sięgasz, i czytasz do ostatniej kropki, bo tak zaczarowuje cię świat i bohaterowie.
W trzecim tomie "Ukrytego dziedzictwa" czytelnik staje twarzą w twarz z silną bohaterką. Nevada to kobieta z dominującym charakterem i mimo że jak kocha, to kocha na zabój, to nigdy nie daje sobie wejść na głowę ani w kaszę dmuchać. Mam wrażenie, że to ona była rzeczywistą głową rodziny, a nie matka czy babka. Nevada dodatkowo posiada wyjątkowo cięty języczek, co często było początkiem wielu przezabawnych akcji.
Ilona Andrews w "Pożodze" nie zapomniała (nie zapomnieli?) o bohaterach drugoplanowych. Czytelnik dowiaduje się więcej o umiejętnościach Cataliny, Arabelli czy Leona, czyli sióstr i kuzyna Nevady. Było to świetnym urozmaiceniem, ponieważ inaczej trzecia część bardzo przypominałaby drugą pod względem wątku zaginionego męża/żony i motywu poznawania przeszłości. W zasadzie gdyby nie kwestia zakładania rodu Baylorów, "Pożoga" podobałaby mi się o wiele mniej.
Ostatecznie "Pożogę" polecam! Książka jest niesamowicie wciągająca, wielowątkowa oraz trzymająca w napięciu do ostatniego akapitu. Zresztą, zakończenie sprawi, że zapragnie się więcej. Autorzy wykreowali wyjątkowych bohaterów z krwi i kości, a motyw magii i klasyfikacji magów to powiew oryginalności. W historii nie zabraknie też romantycznych elementów oraz pikantnych scen, co podsyci ogień, a czytelnik ostatecznie znajdzie się w samym sercu pożogi. :)
Opinia bierze udział w konkursie