Każdy z nas potrzebuje chwili wytchnienia od problemów dnia codziennego. Nie inaczej sprawa się ma w przypadku prywatnej detektyw Dobrosławy Machniewicz. Opuszcza Rzeszów i wyprowadza się do rodzinnej miejscowości, Trzcinicy. Tam, w otoczeniu rodziny, liczy na złapanie oddechu po ostatnich trudnych sprawach.
Czy to możliwe, że kobieta przyciąga do siebie mroczne historie?
Odkryte w pobliżu skansenu archeologicznego kobiece zwłoki nie dają Dobrosławie spokoju. Co prawda obiecała sobie brak zaangażowania w jakiekolwiek śledztwa, a jednak ta sprawa wybitnie przyciąga jej uwagę. Szczególnie, że w czasach, gdy była jeszcze małą dziewczynką, Trzcinicą wstrząsnęła tragedia - śmierć młodej dziewczyny i zaginięcie jej siostry. Jaki związek może mieć sprawa sprzed lat z tą obecną? Nie tylko chęć poznania prawdy motywuje Dobrosławę do podjęcia prywatnych poszukiwań - wpływ na to ma również dziwne zachowanie jej siostry, Ludmiły. To jej przyjaciółka wówczas zaginęła.
Śledztwo otrzymuje komisarz Marcin Czarnecki z Komendy Wojewódzkiej. Mężczyzna również stara się uporać ze swoimi problemami, a otrzymana sprawa nie należy do najprostszych. Szczególnie, że w jej toku bohater otrzymuje różnorodne poszlaki, prowadzące w zupełnie odmiennych kierunkach.
Tylko prawda może wyzwolić tych, którzy ukrywają tę tajemnicę od lat. Czy się odważą? Czy sprawca, który dopuścił się zbrodni na młodej kobiecie ma związek ze sprawą sprzed lat? A może winny jest zupełnie z nią niezwiązany?
Nie mogę wyprzeć się faktu, iż najnowszy thriller pani Kusiak zaintrygował mnie szczególnie dlatego, że główna bohaterka zamieszkiwała w Rzeszowie. I tego, że całość ogólnie dzieje się na podkarpaciu, czyli - jakby nie było - w moim regionie. Oczywiście nie tylko to przeważyło szalę - Prochy po samym opisie od wydawcy wydawały się pozycją bardzo interesującą.
Czasami, widząc posty na Facebooku informujące o zaginięciu danej osoby, zastanawiam się, co muszą przeżywać jego bliscy. Codzienność otoczona niepokojem o jej zdrowie i życie. Niepewność, co tak naprawdę się wydarzyło - ktoś ją/jego porwał, zabił, doszło do wypadku, a może ta osoba po prostu miała dość i uciekła? Nie wyobrażam sobie tego bólu i całej tej gromady pozostałych emocji. I mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała przechodzić przez coś podobnego. Z tego względu też przyciągnęła mnie do siebie ta lektura. Podwójna tragedia sprzed lat, tajemnica, która być może może zostać rozwiązana. Dać ukojenie bliskim.
Autorka skupia uwagę Czytelnika nie tylko na osobie Dobrosławy i prowadzonego przez nią prywatnego śledztwa, lecz również na komisarzu Czarneckim i jego historii, która wciąż go dręczy. Mimo że teoretycznie obie sprawy nie są ze sobą powiązane, to i tak nie dało się tu wyczuć żadnego zgrzytu. Rzekłabym nawet, że goniące komisarza demony również nadały całej historii pewnego... smaczku.
Co jak co, ale na nudę na pewno nie możemy narzekać; w końcu dla Czytelnika nie ma nic lepszego niż tajemnice sprzed lat. A te bolą, jątrzą się niczym nigdy niezagojona rana. Po początkowym powolnym wchodzeniu w całą historię cała akcja rusza z kopyta. Szczerze powiedziawszy, po raz pierwszy od dawna nie mogłam obstawić winnego, a gdy dostałam go na tacy, jakoś nie mogłam uwierzyć w jego winę, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały właśnie na tę osobę. Pani Kusiak skrzętnie splątała pajęczynę niedopowiedzeń oraz tajemnic, tak, byśmy nie mogli zbyt łatwo dojść do rozwiązania. A to się chwali.
Czy polecam? Oczywiście. Myślę, że cała seria Żywioły Podkarpacia jest warta uwagi.
Opinia bierze udział w konkursie