Maggie Stiefvater jest jedną z najchętniej czytanych autorek młodzieżowego fantasy. Jej cykl o kruczych chłopach ma ogromne grono wielbicieli, zarówno w Polsce, jak i na świecie. To książki, które nieomal każdy miłośnik gatunku posiada, bądź posiadał na swoich półkach. Sama, dotychczas, miałam jedynie raz (nie licząc pozycji omawianej w tej recenzji) styczność z jej twórczością. Owe spotkanie nie przebiegło zbyt pomyślnie w ocenie dla Króla kruków, którego miałam okazję kiedyś czytać. Nie było tak, że książka mi się nie podobała ? ona była po prostu zwyczajna oraz nie zaintrygowała mnie w takim stopniu, bym sięgnęła po kolejne tomy. Jednak widząc w zapowiedziach najnowszą, nijak nie związaną z Kruczym Cyklem powieść autorki, postanowiłam dać jej drugą szansę. Jak tym razem wypadła pisarka?
Beatriz, Daniel i Joaquin są kuzynostwem w dość osobliwej rodzinie. Rodzinie, która czyni cuda, a raczej pierwszy ich etap. Po cuda przyjeżdżają najróżniejsi ludzie z najróżniejszymi oczekiwaniami, lecz Soriowie zajmują się tylko cudem pierwszego rodzaju, drugim cudem muszą zająć się same osoby go oczekujące. Do czasu rozwikłania zagadki pozostają wraz z Soriami, stając się pątnikami, jak to się na farmie przyjęło by ich nazywać. Cudotwórcy jednak pod żadnym pozorem nie mogą kierować swoimi podopiecznymi, gdyż pomoc w odkryciu mroku, wiążę się z karą najstraszliwszą z możliwych dla członka rodziny Soria. Jednak, pewnego dnia, jeden z nich popełnia błąd. Błąd, który kosztować może wszystko.
Ta książka jest osobliwa. Jest niesztampowa i jest dziwna, lecz w tej dziwności nieco pogubiona. Pierwsze rozdziały niosą nadzieję na coś w swej formie nadzwyczajnego. Czytelnik owiany zostaje gorącą, duszną atmosferą podszytą szczyptą czegoś, czego do końca nie jest w stanie zrozumieć oraz określić na pomocą znanych sobie słów. Zostaje zaciekawiony swego rodzaju patetycznością języka, innością całego powoli ujawnianego konstruktu. Na myśl od razu przychodzi, przynajmniej w moim przypadku Seria niefortunnych zdarzeń. Pewne słowa, sceny czy zdania są nie na miejscu, jednak w owym świecie nic takim nie jest, więc coś z góry uważanego za nienormalne, tam staje się czymś idealnie wręcz wpasowanym.
I wszystko jest piękne i wszystko jest nadzwyczajne, ale... W pewnym momencie wszystko się rozmywa. Nadzwyczajność przechodzi w rozmyty zarys tego, czym miało być na początku. Konstrukcja zaczyna się chwiać, a obiecywane wspaniałym początkiem emocje, znikają gdzieś na pustyni, wraz z niektórymi bohaterami powieści. Niestety choć książkę czytało się bardzo dobrze, choć język użyty do jej napisania był niewypowiedzianie dobry, choć zamysł był interesujący, to coś nie wyszło. Szczególnie ów uszczerbek widać w drugiej połowie książki, gdzie zapowiadające się dobrze wątki, zostały rozwiązane w sposób niedbały oraz niesatysfakcjonujący. Niezwykła historia zamieniła się w opowieść jakich wiele. Odnoszę wrażenie, że główne siły kreatywności zostały użyte do napisania początku ? potem poszło jak poszło. Czyli ani źle, ani dobrze.
I tu pojawia się problem. Jak tę powieść ocenić? Nie była to zła książka. Nie była jednak również wybitna; nie była tym, co na jej początku obiecywano. Szybko się ją czytało, momentami intrygowała, posiadała również genialne wręcz fragmenty. Mimo widocznej tendencji spadkowej, inność nadal uznać można za jej podstawowy oraz najistotniejszy atrybut. Zastanawiałam się również nad pewną kwestią, a mianowicie czy owa historia kryje w sobie metaforę? Czy Maggie Stiefvater pokusiła się o nadanie swej podszytej osobliwością opowieści drugiego dna? Trudno orzec, czy pewne skojarzenia są dziełem przypadku, bądź nadmiernej chęci odnalezienia czegoś więcej, na kartach, które obiecywały coraz mniej...
Książka, czego odmówić jej nie można, posiada niebywałą atmosferę, wyczuwalną już od pierwszych stron. Mimo kolejno ukazujących się braków powieści, klimat niezmiennie pobudza czytelnika oraz zmusza go do coraz głębszego wnikania do świata, w którym cuda się zdarzają. Czasem nawet po dwa razy. Przestrzeń, w której poruszają się bohaterowie, również mowa tu o tle fabularnym, jest dobrze wykreowana, jak na tak małą objętościowo historię. O ile mi wiadomo, jest to tak zwany stand ? alone, pewne rzeczy więc zostaną już na zawsze w granicach rozważań czytelnika. W ogólnym rozrachunku, mimo pewnej dozy rozczarowania, książka w moim mniemaniu jest wyjątkowa. Pomysł jest niebywały i zasługuje na pochwałę. Zdecydowanie zasługuje również, na to by samemu się z nim zmierzyć.
Co zaś się tyczy się samej akcji, postaci, czy też ogólnego poziomu dzieła Maggie Stiefvater, określić ostatecznie swoje odczucia mogę jako ambiwalentne. Gdyby druga część odpowiadała poziomem pierwszej, chyliłabym się ku bardziej pozytywnemu końcowi skali ocen. Gdyby pewne wątki poszły inaczej, gdyby wątek miłosny został zminimalizowany, a więcej historii skupiłoby się wokół, że tak to ujmę, cudodawców oraz cudobiorców to historia dużo więcej by w moich oczach zyskała. Wątek miłosny zdecentralizował temat, który powinien do końca być tym głównym, odebrał więc, co za tym idzie, istotną nutę osobliwości całej historii. Wątek miłosny był po prostu źle zrealizowany i to on w dużej mierze zachwiał w posadach moje początkowe mniemanie o powieści. Bo to on wprowadza nutę sztampowości, on jest niepotrzebnym pociągnięciem pędzla na tym obrazie. Historie pątników, mimo iż nadal odgrywały znaczną rolę, zyskały przez romans mniej pola do popisu, stały się mniej niebywałe oraz magicznie przedstawione.
Sami bohaterowie choć są dość ciekawie wykreowani, przez cały czas trwania historii pozostają czytelnikowi ni mniej, ni więcej jak obojętni. W żaden sposób nie przeżywa on wraz z nimi kolejnych zdarzeń. Nie identyfikuje się z nimi, nie wydaje się być bliski odczuwania emocji, związanych z kolejnymi, przydarzającymi się im tragediami. Może swój udział w winie, ma objętość książki, choć z doświadczenia wiem, że i cieńsze pozycje owej wady nie posiadały oraz świetnie wręcz się w tym aspekcie kreacją postaci broniły. Sami bohaterowie są zresztą dość, mimo specyficzności, jednowymiarowi. Choć również w wypadku wielu, co podkreślić trzeba, owa jednotorowość jest po coś, czemuś służy. I jestem w stanie to pod tym kątem rozpatrywać, mając nadzieję, iż trafnie identyfikuję to jako świadomy zamysł autorki.
Podsumowując, czuję niedosyt oraz dość głęboko sięgające rozczarowanie, choć słyszałam głosy osób zachwyconych tą powieścią i jestem w stanie zrozumieć, co takiego uwieść mogło te osoby powieści amerykańskiej pisarki. Niestety mnie dzieło Stiefvater nie do końca przekonało, choć konstrukt tej magiczno-realistycznej powieści jest na pewno wart uwagi oraz wymyka się pewnym znanym literaturze schematom (do czasu). Nie uważam czasu poświęconego na jej lekturę, za stracony, jednak na pewno nigdy już do niej nie wrócę, a szczegóły historii Przeklętych świętych szybko ulotnią się z mojej głowy. Sądzę, że dla młodszego czytelnika ta przepełniona cudami historia może być naprawdę atrakcyjna i to głównie osobom młodym polecałabym tę nadzwyczajną historię. Starsi, czy też bardziej doświadczeni czytelnicy mogą ujrzeć pewne nierówności oraz zaprzepaszczone potencjały, które zedrą nieco z otoczki osobliwości oraz tajemniczości, jaką cechuje (cechować miała) się ta książka.
Opinia bierze udział w konkursie