Dzień dobry serdeczne! Zostając nadal w klimacie świątecznym, biegnę do Was z opinią o najnowszej książce Moniki Konefał, autorki świetnie przyjętej komedii kryminalnej "Grubsza sprawa" którą również miałam przyjemność dla Was opiniować.
Elżbieta wpada na pomysł, by zorganizować w swoim domu idealne i przede wszystkim bardzo rodzinne Święta Bożego Narodzenia. Planowanie rozpoczyna już we wrześniu, zaprasza całą rodzinę, eksperymentuje z przepisami, rozgląda się za prezentami, planuje, notuje zapisuje itd. Mąż przygląda się jej z przerażeniem, lojalnie uprzedza, że to się nie uda, ale kobieta postanawia, że nawet teściowa, kobieta z piekła rodem, pedantka i perfekcjonistka, niedościgniony wzór cnót i samych zalet nie zepsuje jej tego magicznego i wyjątkowego czasu. Zaczyna się wyścig z czasem, do świąt zostało tylko sto dni... a plan zaczyna się sypać.
Elżbieta nie zdaje sobie sprawy, że wszechświat postanowił sobie z niej zadrwić, rzucając pod nogi kłody, teściowie ukrywają straszną tajemnicę, a wujek, który postanawia pomagać w organizacji, chyba nie do końca przejmuje się sugestiami i robi to co mu się żywnie podoba, a że tradycja rzecz święta... trzeba wypić piwo, które się samemu nawarzyło, a Paweł przecież ostrzegał.
Czy to nie jest idealny przepis na katastrofę? Czy rodzinne święta dojdą do skutku, czy wszyscy przeżyją ten zwariowany czas i przy stole zasiądą w komplecie? Jaki sekret skrywają teściowie Elżbiety? Dlaczego warto czasami odpuścić i pozwolić by wszystko toczyło się swoi torem? Tego już Wam nie zdradzę, bo odpowiedzi na te pytania znajdziecie w tej zwariowanej komedii.
Przyznać muszę, że świetnie się bawiłam, choć Autorka poruszyła tu naprawdę ważne tematy. Po pierwsze zaznaczyła, żeby nie dać się zwariować. Też kiedyś marzyłam o tak idealnych świętach, na szczęście dla mnie i mojego zdrowia psychicznego w porę odpuściłam i teraz nie martwię się tym czy mam okna umyte, czy nie, dwanaście potraw na stole czy tylko trzy, i serio jest mi z tym dobrze. Drugi ważny temat, który został tu poruszony, jest ważny nie tylko od święta, niestety nie mogę wspomnieć co to bo zepsuję Wam całą zabawę z odkrycia tego faktu samemu. Zaznaczę tylko, że jest on naprawdę istotny i prowadzi do wielu przykrych niespodzianek, rozczarowania i niedowierzania, nie zawsze można się z nim pogodzić i zachowywać się tak jak jedna z bohaterek, przymykając na to oko, przelewając całą swoją złość i frustrację na wszystko i wszystkich wokoło. Autorka świetnie podkreśliła fakt, że wszyscy nosimy maski i choć życzymy innym dobrze, nie zawsze potrafimy to okazać w zrozumiały dla innych sposób.
Pomysł na fabułę w moim odczuciu trafiony został w dziesiątkę i zrealizowany w stu procentach. Książka tak bardzo wciąga, że książkę odłożyłam dopiero w momencie, w którym skończyłam czytać. Tak, zarwałam dla niej noc i nie żałuję ani minuty.
Wszyscy bohaterowie są świetnie skonstruowani i poprowadzeni, ale wujek Zenon to totalne mistrzostwo świata. Ich błyskotliwe przemyślenia, trafne i zabawne dialogi, słowne utarczki i zabawne przepychanki, powodują nieustanny uśmiech na twarzy, tworząc idealny balans. Nie sposób ich polubić, i nawet Honorata przy bliższym poznaniu naprawdę sporo zyskuje. Autorka doskonale oddaje emocje wszystkich postaci, pokazuje ich uczucia lęki i zmartwienia, ale także podkreśla, jak ważny jest szacunek (mniejszy bądź większy), troska o drugiego człowieka i samozaparcie w dążeniu do celu.
Książkę czyta się bardzo szybko, wciąga, bawi, ale udowadnia także to, że rodzina to siła i każdy jej członek jest ważny.
Akcja nie goni może na złamanie karku, ale ma w sobie "to coś", coś, co spowodowało, że nie poczułam się znużona nawet przez chwilę. Momentami potrafi zaskoczyć, szczególnie końcówka to absolutny majstersztyk, nie wiedziałam, czy śmiać się, płakać, czy płakać ze śmiechu.
Bardzo spodobała mi się ta historia, poczucie humoru Autorki idealnie pokrywa się z moim, co zauważyłam już przy debiucie. Uwielbiam ten rodzaj humoru, cięty z nutką ironii i sarkazmu. Zdecydowanie czekam na więcej.
Dodatkowym bonusem jest krótkie opowiadanie "(Nie)spokojne święta" jest ono momentami tak absurdalne, że aż genialne, tutaj wyobrażając sobie całą sytuację, szczególnie tą umiejscowioną w ciemnym lesie, piałam jak głupia ze śmiechu, ale to już historia na inny czas :D
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. "Przepis na święta" to idealny przepis na poprawę humoru, odskocznia od codzienności... i kopalnia inspiracji. Mądra, a zarazem zabawna historia, która pokaże, że czasami warto, a nawet i trzeba odpuścić. Wesołych i przede wszystkim spokojnych Świąt!
Opinia bierze udział w konkursie