Budzisz się i wiesz co będziesz dzisiaj robił. Masz zaplanowaną każdą minutę dnia. Uwzględnione jest czas na jedzenie, pracę, pasję, sen i całą resztę. Uwzględniony jest nawet work-life balance. Mało tego zaplanowany masz tak każdy tydzień, miesiąc i rok. Znasz cel swojego istnienia i skrupulatnie do niego dążysz, bo wiesz, że jego osiągnięcie to tylko kwestia czasu. Wiesz kim chcesz być, gdzie chcesz mieszkać i nigdy nie zastanawiasz się nad wyborem czegokolwiek, bo wszystkiego jesteś pewien. Nie martwisz się o nic, bo wiesz, kiedy wydarzy się coś złego. Jesteś gotowy na wszystko i to Ci odpowiada. Nie zajmujesz się bzdurami, nie zastanawiasz się nad żadną pustką i niewiadomą, bo czegoś takiego w Twoim słowniku po prostu nie ma. Brzmi strasznie? Może trochę. Bez wątpienia jednak prosto - brak myślenia nad tym jak ma wyglądać całe życie, cały ten czas, który mamy.
Gdybyśmy znali powód swojego istnienia, pewnie byłoby nam łatwiej. Problem pojawia się, gdy sami nie mamy pomysłów jak znaleźć coś, co sprawi, że życie będzie miało cel. Chyba każdy w jakimś momencie stoi na rozstajach i nie wie w którą stronę iść, albo idzie prosto przed siebie nie zastanawiając się, gdzie tak naprawdę zmierza.
W podobne tematycznie rozważania zabiera nas ta delikatnie filozoficzna książka, gdzie w odległej przyszłości roboty zyskują samoświadomość. Z własnej woli opuszczają świat fabryk, aby żyć w dzikich, niezamieszkałych przez człowieka obszarach. Po latach ludzie z przyrodą są połączonym z sobą światem, a natura ten krąg życia wprawia w ruch. Tutaj na scenę wjeżdżają swoim wozem Dex, którzy zaczynają się dusić życiem w jednym miejscu i jako herbaciany mnich jeżdżą od miasta do miasta, aby pomóc ludziom zażegnać ich troski. Pustka jednak ponownie się wynurza, a Dex po raz kolejny nie wiedzą co z tym zrobić. Postanawiają wyruszyć na odludne tereny. Nie spodziewają się, że po drodze spotkają jeden z reliktów przeszłości - Robota.
Książka jest cieniutka. Można pochłonąć ją w jeden dzień. To zaledwie osiem rozdziałów. Co to takiego dla zapalonych czytelników? Historia jest oryginalna i ciekawa, ale też prosta. Porusza filozoficzne rozważania o życiu i naszych emocjach, jednak nie jest to na tyle skomplikowane, żeby musieć nad tym główkować, a potem dojść do wniosku, że wiem, że nic nie wiem.
Mimo że nie ma tu zbyt wielu opisów otoczenia, można bardzo łatwo wczuć się w klimat otaczającej nas przyrody. Jest to świat w którym ludzie podejmowali lepsze wybory niż my i zamiast niszczyć naturę, zaczęli żyć z nią w symbiozie, przestając uważać się za panów ziemi.
Poczułam obiecane wytchnienie, zwłaszcza wśród wiosennego klimatu i słońca. Mimo że książka oznaczona jest jako science-ficiton i fantastyka, to uważam, że nadaje się również do kategorii literatura dziecięca, bo jej prostota i forma nie nastręczyłyby problemów młodszym odbiorcom. Jedyne co może takie być, to początkowe zamieszanie z językiem, a mianowicie autorka używa tutaj języka niebinarnego i z jednej strony jest to ciekawe, bo pierwszy raz czytam powieść napisaną w ten sposób, z drugiej topornie to idzie i jest trochę irytujące. Da się jednak przyzwyczaić.
Czekam na drugą część. Ta podobno miała przynieść trochę wytchnienia i po części faktycznie jakoś przyjemnie się to czyta, gdy nie tylko uruchomi się wyobraźnię, ale jednocześnie poczuje się to, o czym pisze autorka.
Polecam zarówno dla młodszych jak i dla starszych. Bardziej jako science-fiction z elementami filozoficznymi.
Opinia bierze udział w konkursie